wtorek, 11 sierpnia 2015

KRYMINAŁ B)

Cześć!
Cóż, chyba ten blog wykitował.
Chciałabym was przeprosić za brak notek, ale w wakacje było mało czasu, no i głównie koncentrowałam się na moim blogu (link w przedostatnim poście). Dzisiaj mam dla was fragment opowiadania, "legendarnego" KRYMINAŁU B)

I
Pociąg jechał właśnie przez pola. Dzień był parny, a deszczu nie było widać już od kilkunastu dni. Las w oddali na pierwszy rzut oka pilnie potrzebował wody. Odechciewało się żyć tego dusznego dnia; najlepiej było rzucić się w nicość i śnić.
Doktor Fenicki nie był złym człowiekiem. Ten młody, wykształcony mężczyzna był jednym z najlepszych w Polsce neurochirurgów, ba, szanowany był już w innych europejskich krajach, mimo swojego młodego wieku. Już jako dwudziestopięciolatek wsławił się jako wielki talent, kiedy to swoim nowatorskim postępowaniem uratował życie kilkuletniego chłopca, będąc zaledwie asystującym młodzikiem przyjętym na staż. Dzisiaj, w wieku trzydziestu ośmiu lat pierwszy raz doznał zawodowej porażki, przed którą tak się ustrzegał.
Tak, to była rutynowa operacja. Pacjentka była młodą kobietą, która trafiła na stół operacyjny z guzem mózgu. Wydaje się być poważne, ale doktor Fenicki przeprowadzał takie operacje niejednokrotnie. I właśnie to go zgubiło. Rutyna. Jeden nieostrożny ruch doprowadził młodą kobietę do śmierci.
Z Wrocławia do Poznania pospolitym PKP jechało się pół dnia; w tym pociągu jednak wszystko przypominało mężczyźnie o swojej porażce. Podobno dziewczyna uwielbiała samotne podróże po Polsce, tak, wspomniała mu o tym. Liczyła na niego. "W tym miesiącu czeka Kruszwica i Krzyżtopór", uśmiechnęła się. Lubiła zamki. "Odwiedziłam już ich całkiem sporo, a pan? Co lubi robić najbardziej?"
Fenicki miał ochotę na tylko jedno: odpocząć od codzienności, wysiąść z pociągu...
A właściwie, czemu by nie?
Nie zwracawszy uwagi na to, gdzie się znajduje, Fenicki wysiadł z pociągu. Przez bite 10 minut stał na stacji w stanie dziwnego osowienia, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Ludzie, którzy wraz z nim wyszli na tej stacji z pociągu stali kilka metrów przed nim, przyglądając mu się badawczo. "Ciekawe, co oni sobie o mnie myślą", przemknęło przez myśl doktorowi Fenickiemu, po czym wziął swój mały bagaż i poszedł przed siebie.
Okolica była piękna, na co zwrócił uwagę nawet ten przejęty, zasmucony, pogrążony we własnych myślach człowiek. Stacja znajdowała się na skraju wysuszonego lasu, który Fenicki widział z pociągu. Doktor pomyślał, że skoro teraz wygląda on tak ładnie, to po deszczu musi zachwycać pięknem. Był to liściasto-iglasty bór, wysoki i gęsty. Łatwo można się było w nim zgubić.
Nie sprawdziwszy nawet, w jakiej miejscowości się znajduje, Fenicki zwrócił się w kierunku lasu. Na ścieżce walały się szyszki i gałęzie drzew. Gdzieś słuchać było stukanie dzięcioła. Dzięcioły to piękne ptaki. Zawsze, gdy doktor usłyszał ten charakterystyczny stukot, wracał wspomnieniami do czasów dzieciństwa, spędzanego nad mazurskim jeziorem u dziadków, kiedy wraz z dziadkiem Sławkiem chodzili po pobliskim lesie obserwując zwierzęta, a w szczególności ptaki. Dziadek Sławek znał się na mazurskiej faunie jak mało kto. Och, ile dałby, żeby wrócić do tych wspaniałych czasów!
Las przynósł spodziewany efekt - Fenicki otrzeźwiał w starciu ze świeżym, leśnym powietrzem. Otrząsnąwszy się z zadumy, mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie jest to ten sam kompleks leśny, którego tajemnice zgłębiał jako mały chłopiec. Ten las znajdował się gdzieś w drodze między Wrocławiem a Poznaniem... Chwila, gdzie?
"Jaki ja jestem głupi", pomyślał wtedy Fenicki. "Czy śmierć tej kobiety doszczętnie namieszała mi w głowie?! Nie wiem nawet, w jakiej miejscowości jestem! Muszę wybudzić się z tego odrętwienia... W końcu podobne wypadki się zdarzają! To nie moja wina!"
"To twoja wina!", jego podświadomość twierdziła jednak inaczej. "To jest, cholera, tylko i wyłącznie twoja wina! Rozumiesz? Ile było już takich operacji? To było dokładnie to, co zwykle!"
"Nie, to nieprawda, guz był umiejscowiony w takim miejscu, że jego usunięcie..."
"...graniczyło z cudem, powiadasz? Uwierzę we wszystko, ale nie w to, że nie potrafiłeś go wyeliminować. Pamiętasz ten przypadek z sierpnia 2012? Tylko nie mów, że po czymś takim miałeś problem z takim błahym problemem!"
"Jak możesz nazywać guzy mózgu błahym problemem?!"
"To twoja wina! Twoja wina! Twoja wina!!!"
- To była twoja wina! - ten dźwięk był ogromnie realistyczny.
Doktor Fenicki obrócił się na pięcie; nie zauważył jednak niczego, oprócz wielkiego kamienia, który nieubłaganie mknął w stronę jego głowy, kierowany delikatną, niewątpliwie kobiecą ręką.
Dzięcioł przestał stukać. Nastała cisza. Las zamarł w oczekiwaniu na dalszy bieg wydarzeń.
Po sekundzie, która dla Fenickiego była całą wiecznością, rozbrzmiał huk. Coś głucho upadło na ziemię. Rozległ się pośpieszny tupot stóp.
Doktor Fenicki osunął się w nicość, za którą tak tęsknił przez ten cały parny i duszny dzień.

Koniec pierwszego rozdziału, hip, hip, hura! Komentujcie, piszcie opinie, hejtujcie itd.
Pozdrawiam!
~JULIA, CORDELIE

czwartek, 25 czerwca 2015

WAKACJE!!! + informacja.

Cześć!
Hej, cześć i w ogóle. Jak wam mija dzień? :)
Już niedługo nasze upragnione wakacje! W sumie, kto jeszcze chodzi do szkoły, prawda? Z dnia na dzień robi się coraz cieplej, rada kwalifikacyjna już dawno się odbyła, więc oceny wystawione... Komu by się chciało jeszcze chodzić? Jestem stuprocentowo pewna, że zamiast dusić się w szarych murach waszej ukochanej placówki oświatowej, już planujecie wakacyjne przygody i wyjazdy na wczasy, wspominacie ubiegłoroczne ferie letnie... Przyznam, że sama, gdy tylko pomyślę, co może się wydarzyć w tegoroczne wakacje, jestem wprost przeszczęśliwa! Za nami 10 miesięcy ciężkiej, mozolnej pracy nad poprawianiem ocen, uczeniem się na sprawdzian czy też kartkówkę... Chyba nam się należy, nie?
I już nie mogę doczekać się tego wspaniałego uczucia, kiedy w piątek złapię świadectwo (z paskiem, hihi, a u was, gdzie będzie ten pasek? B) ), w podskokach wybiegnę z naszego kompleksu sal gimnastycznych, gdzie prawdopodobnie będzie odbywać się zakończenie roku, trzasnę drzwiami i krzyknę tym wszystkim dupkom z naszej szkoły: "NARA, NIE BĘDĘ TĘSKNIĆ!!!".
Ach, rozmarzyłam się, hih.
A z jakim wynikiem ja wychodzę z drugiej klasy gimnazjum?

Matematyka: 4
Język polski: 5
Język niemiecki: 5
Język angielski: 5
Historia: 5
WOS: 5
Chemia: 5
Fizyka: 4
Biologia: 5
Geografia: 5
W-F: 5
Religia: 5
Informatyka: 6
Zajęcia praktyczno-techniczne: 6
ŚREDNIA: 5,0

Cóż, przyznaję się bez bicia, że z fizyki mogłam mieć piątkę, gdyby mi się chciało uczyć w domu. Matematyka była w tym roku okropna, ale wszyscy przyznają, że druga klasa jest najgorsza. W trzeciej się podciągnę, szczególnie dlatego, że informatyka i ZPT odpadają, a z tych przedmiotów mam szóstki, które przejdą mi na świadectwo w trzeciej klasie oraz dlatego, że dojdą mi przedmioty typu muzyka czy plastyka, z których na pewno uda mi się wyciągnąć dobre oceny.
A jak tam jest z tymi ocenami u was? :D Pochwalcie się w komentarzach, haha.

Zanim skończę pisać ten post, pragnę wam jeszcze zakomunikować, że (tum, turum, tum, tum!!!) założyłam bloga lajfstajl. Ale takiego nie całkiem, takiego na mój sposób. Mam nadzieję, że każdy znajdzie tam coś dla siebie, oto link:


Zapraszam do czytania! Jarciam się, haha. Kto to przeczyta, pisze!!! Jesteście nindże >_>

Pozdrawiam,



Lana Del Rey - Shades Of Cool
Jakoś ostatnio tak znowu zaczęłam słuchać tej piosenki nałogowo i odkryłam ją na nowo.
Ja tak mam, czasami muszę jakąś piosenkę odstawić w kąt, żeby ją zrozumieć, odkryć, poznać. Tak też było z tą piosenką. Naprawdę, bardzo, bardzo ją polecam. Jest taka "bondowa" (wiem, że nie ma takiego słowa, ale właśnie z agentem 007 kojarzy mi się ten utwór). A Lana... Kurczę. W tym teledysku wygląda zawaliście.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Opowiadanie na podstawie (?) SyFa, tak znowu, tak nowe.

Hejka!
Piszę sobie o 21:30, a co tam. Nie wiem, do czego zacząć. Dawno nie było tutaj żadnego posta, jeśli się nie mylę. A ode mnie... pff, nie chce mi się liczyć. Od trochę niedawno-dawna mam pomysł/y na opowiadanie, takie szkolne. W końcu zdecydowałam, że będzie ono na podstawie SyFu. O wiele mnie niż ostatnio, np. nie będzie wszystkich wydarzeń itede itepe, ale coś tam stamtąd zaciągnę. :D Ogółem, bohaterka będzie ciekawa.
No to zapraszam do czytania pierwszego rozdziału!



Rozdział 1
"Szara cegła nazywana Liceum Słodki Amoris"


Obudził mnie budzik nastawiony przez moją ciotkę. Czemu musiała go nastawić? Pospałabym trochę... popatrzyłam na datę wyświetloną pod godziną i już zrozumiałam. Nowa szkoła, planowana od miesiąca, do której miałam uczęszczać. Która tym razem? Moi rodzice są dziwni - nie mogą mnie zostawić w jednej szkole? W każdej jest to samo, jestem odosobniona (zresztą sama to robiąc) i mi to pasuje. Ale nie, oni chcą, żebym zaczęła mieć dobre stosunki z rówieśnikami, a przepraszam, w ogóle z ludźmi. Po tym co mi zrobili, chcą jeszcze czegoś? A niech się walą...
Ral, przestań o tym myśleć. Za chwilę ciotka przyjdzie, bo nie przyszłaś na śniadanie.
Wstałam z mojego dosyć dużego, szarego (sama wybrałam ten kolor) łóżka i powoli ruszyłam w stronę mojej czarnej garderoby. Ubrałam czarną bluzkę z zbyt długimi rękawami i z dużym, zielonym napisem"Fake It". Do tego założyłam prawie wyblakłe dżinsy, też trochę za duże. Nie wiem, po co to opisuję. A, no nawet nie przedstawiłam, jak wyglądam. 
Bardzo jasna cera - nie, że nie lubię słońca, po prostu moja skóra zawsze jest kremowo-biała, trochę jak u tych dziwacznych wampirów. Smoliste, długie, falowane włosy sięgające mi prawie do pupy. Mam też krzywą grzywkę, która prawie zasłania całe lewe oko. Również ciemne, tym razem brązowe, duże oczy i okalające je czarne rzęsy. Chyba jestem wysportowana, krągłości też mam... Malutki nosek, trochę zakrzywiony do góry. Do tego wąskie, bardzo jasne usta. Nie jestem wysoka, chociaż to nie przez  niski wzrost (a takiego nie posiadam xd) noszę za duże na mnie rzeczy. Mogłabym w ubraniach wybierać do woli, w końcu chyba od tego ma się rodziców lekarzy, ale mi tam to jest obojętne, lepiej się czuję w bardzo zakrywających mnie ubraniach. Aj, za dużo się rozpisałam. Wracając do tego pierwszego dnia...

Zjeżdżając na poręczy (zawsze to robię, po co komu schody) dotarłam bardzo szybko na dół. Nie, żeby mi się spieszyło, po prostu ciotka jest strasznie pedantyczna i poręcza była śliska, co skutkowało moim szybkim zjazdem. Dowód - włócząc się doszłam do jadalni, gdzie czekała już na mnie moja ciotunia Petunia (hehe, nie tak się nazywa, ale lubię przezywać ludzi), co prawda troszkę wkurzona, ale kogo to obchodzi... nie mnie.
-Ralciu - zaczęła ciocia, dobra, wyjawię imię, Galia - czemu tak późno przyszłaś? Jest już 7:40!
-A czy kogoś to obchodzi, czy się spóźnię? - odparłam znudzonym tonem, usiadłam i zabrałam się do pałaszowania śniadania. Jajecznica, mniam. Ciotka to dobra kucharka.
-Mnie, kochanie, mnie. I musisz wywrzeć dobre wrażenie na wszystkich! - mrugnęła do mnie.
-Po co? Zawsze i tak jest to samo, ta sama banda gówniarzy - odparłam.
-Ralciu, co ty mówisz! Nawet ich nie znasz - sprzeciwiła się ciocia Galia.
-O jeju... Mogę zjeść śniadanie i iść do szkoły? - spytałam, ziewając.
-Zawożę ciebie dzisiaj - powiedziała. Na tą wypowiedź przygryzłam wargę. Po co mam być zauważalna? W dodatku ciotka ma niezły samochód, w końcu też jest lekarzem.
Szybko dojadłam jajecznicę i powoli (dwa przeciwieństwa, znowu nie, żeby mi się spieszyło: uwielbiam jeść dania ciotki) poszłam na górę, żeby wziąć torbę. Moi rodzice, no i ciotka strasznie mi się dziwią, że noszę takie ciuchy, chcę takie rzeczy... Moja torba wygląda tak: Szara, zapinana na magnesik, który już dawno stracił swoje właściwości (czyli nie zapina), cała poszarpana i ma na sobie mnóstwo przypinek z różnych zespołów: Od ludowych do jakiegoś metalu. Nie jestem jakimś "gatunkowcem", słucham tego, co lubię. Znowu zjechałam po poręczy, założyłam moje również zużyte, czarne Conversy (rodzice bardzo, bardzo nalegali, żebym miała firmowe buty, mi tam to wisi) i ubrałam lekką kurtkę w kolorze moro.
-Ciotko, naprawdę musisz mnie odwozić? - mruknęłam.
-Tak, muszę - odpowiedziała z hardym wyrazem twarzy.
Zrezygnowana wyszłam z domu (domu cioci, teraz o niej będę mieszkać) i po otwarciu się samochodu usiadłam na tylnym siedzeniu.
-Ciociu, wiesz jak tam jest blisko... - zaczęłam mówić trochę jak nie ja.
-Ral, mówisz jak nie ty, więc coś jest nie tak. Nie, odwożę ciebie do końca. - powiedziała moja ciotka i nawet przyspieszyła.

***

Po pięciu byłyśmy na miejscu.
-To sayonara! - pospiesznie wyszłam z samochodu i stanęłam na dziedzińcu przed szarym, ceglanym budynkiem.
-Naprawdę będę musiała tu chodzić? - mruknęłam pod nosem. No cóż, mówi się trudno. Włócząc nogami podeszłam do jedynej osoby, która jeszcze stała na dziedzińcu. Spojrzałam w górę i szybko ją określiłam: Buntownik. 
Czerwone, pofarbowane włosy, skórzana, czarna kurtka, a pod nią bluzka z logiem jakiejś grupy rockowej, nieznanej dla mnie, do tego czarne rurki. A, zapomniałam. Wyzywający, chytry wyraz twarzy i brązowe oczy, w którym zauważyłam zabawne ogniki, i... smutek? U takiego idioty? Pff.
-Wiesz, do jakiego lizusa mam się zgłosić, by mnie odprowadził po tym ceglanym budynku? Ty chyba nim nie jesteś. - rzuciłam.
-Lizusa? To do niego pasuje - odpowiedział mi basowym głosem. O, zgadłam płeć. - Nawet się nie przedstawiłaś. Kastiel.
-Ralien, to gdzie mam się zgłosić? - byłam już zniecierpliwiona.
-Do pokoju gospodarzy.
-Że co? - odpowiedziałam zaskoczona.
-Nie wiesz co to? - chyba już znalazł sobie zaczepkę.
-Nie, nie wiem, i nadal gówno mnie to obchodzi, tylko każesz mi tam iść. Daj sobie spokój - powiedziałam znudzona.
-Wyciągnęłaś pazurki... Ok, odprowadzę Cię.
-A ty na lekcje to kiedy? Zresztą, ja też bym tutaj została, no ale pierwszy dzień i by mi ciotka nie dała spokoju.
-Nie wiem, może za dwie godziny? Teraz takie nudne przedmioty mam, ze wolę być na świeżym powietrzu, niż spać w zanieczyszczonej sali.
-Ok, odprowadzasz mnie czy nie?
-Sama się o coś spytałaś.
Ruszyłam do przodu.
-Ej, ej, nawet nie wiesz gdzie to jest. - złapał mnie za nadgarstek (trochę bolało), a ja od razu wykręciłam mu agresywnie rękę.
-Nie dotykaj mnie - powiedziałam lodowatym tonem.
Od razu cofnął rękę i poszedł przodem.
-Ok, ok.
Doszliśmy do jakiś drzwi, to chyba były pierwsze z kolei. Na pewno by nie wiedziała gdzie to jest, pomyślałam. Zresztą, podroczyć się z idiotą to przyjemność.
-To tyle.
-Nawet nie podziękujesz?
-Za co?
-Pff - poszedł tym razem do sali naprzeciwko, a nie na dziedziniec. A mówił, że pójdzie za dwie godziny... słaby z niego ten buntownik.
Jak na moje maniery, od razu otworzyłam drzwi, nie pukając.
W pomieszczeniu stał dosyć wysoki chłopak, nachylający się nad dokumentami. Kiedy się do mnie odwrócił, mogłam wszystko z niego wyczytać.
Ale najpierw wygląd zewnętrzny.
Nie gruby, nie chudy, taki pół na pół, wąskie barki, długie nogi, złotobrązowe, krótkie włosy, teraz całe rozczochrane. Dosyć ostre wyrazy twarzy, ale wyglądały teraz łagodnie. Również złotobrązowe, duże oczy.
A teraz wewnętrzny...
Lizusek, ale ma w tym jakiś uparty cel. Nie zawsze był lizuskiem, wcześniej... hmm, ciekawe, co wcześniej. Ból w oczach, ukryty w najskrytszych zakątkach, ale był. Bardzo przyjazny, ufny i łatwowierny. To wszystko wyczytać z oczu, Ral, bądź z siebie dumna.
I tak od razu wiedziałam, że będzie moim wrogiem.

To niestety tyle, ponieważ trochę długi mi wyszedł ten rozdział.
Chyba jutro zrobię następny.
Chandelier, 
Laniacz


wtorek, 9 czerwca 2015

Wiersz miłosny? :') Challenge accepted!

Cześć!
Dzisiaj przygotowałam dla was notkę z czymś, co nie wiem, jakim cudem powstało...
Wiersz miłosny. :')))
Lubię pisać wiersze, no ale proszę, nie miłosne. W szkole był konkurs (walentynkowy, haha, jak to było dawno...), w którym mimo wszystko postanowiłam wziąć udział. Dzisiaj w stercie kartek z mojej szuflady wyciągnęłam to oto "cudeńko".


Widzę Cię pod kosmiczną plejadą
Gdzie blaski gwiazd srebrem się kładą
O których sięgnięciu marzyliśmy nieraz
Dając ponieść się chwili, zapominając o "teraz"
Słyszę Cię w szumie liści na drzewie
Słyszę Cię w wiatru mocniejszym powiewie
Słyszę Cię wreszcie i w kroplach dżdżu
Czule tulących nas do snu
Czuję twój zapach w kwiecie konwalii
Roznosi go wiatr z leśnymi nutami
Z tego wspaniałego boru dębowego
W którym z driadami graliśmy w chowanego
Czuję twój dotyk chodząc po polach
W delikatności kwiatów majowych na rolach
Gdy muskam palcami po żytnich kłosach
Gdy letnia bryza tańczy w mych włosach
Miłość to takie dziwne uczucie
Podporządkowania się matce naturze
Bo jesteś tutaj w słonecznych promieniach
Mimo, że tak naprawdę Cię tutaj nie ma...

Nie wiem, co mam sądzić o tym wierszu. Jest miłosny, więc mógł się niekoniecznie udać. A co wy myślicie o mojej "tfurczości"? :') Czekam na komentarze!


Nie wiem, czy jest jakiś sens dodawania piosenek, bo prawdopodobnie i tak nikt ich nie odsłuchuje (y). CX

piątek, 5 czerwca 2015

Dziwactwa Julsona

Cześć!
Na sam początek - serdecznie przepraszam za brak postów z mojej strony. Rozumiecie, ciepełko i te sprawki... A w dodatku szkoła... Mam już dosyć uczenia się i wstawania rano, no ale cóż - mus to mus. ):
Dzisiaj, jak sami widzicie... Dosyć dziwny post. A raczej o dziwnej osobie.
A raczej nie tyle, co o dziwnej osobie, tylko o dziwnościach tejże osoby.
1. Piję tylko wodę. No, może czasem jeszcze colę, mleko albo sok. Ale to w skrajnych przypadkach. I ♥ Woda (to łączenie polskiego z angielskim c':).
2. Nie lubię soboty :').
3. Lubię jesień, bo deszcz.
4. Kocham spoilerować innym książki :').
5. Czasami Często nie mogę zasnąć, wtedy potrafię leżeć do 3:00 w nocy, a i tak nie spać. :/
6. Kocham planować. W sensie, że na przykład: "Co będę robić w wakacje". No.
7. Często mówię sobie, że dzisiaj zrobię to i to, że to będzie taki fajny, produktywny dzień, a potem marnuję czas przed komputerem.
8. Dzień bez płatków z mlekiem jest dniem straconym. Nie przeciśnie mi się przez gardło żadne inne śniadanie, jeśli jestem zmuszona wcześnie wstać.
9. Mam takiego bzika na punkcie wody, że potrafię odróżnić, czy jest przefiltrowana, czy kranówa, czy z czajnika, Dobrowianka czy Żywiec Zdrój... Znaczy z tymi markami wód jest tak, że potrafię je rozróżnić między wodami, które piję. Moim ulubieńcem jest Dobrowianka, pycha.
10. Jestem strasznie dziecinna, jak na swój wiek. Często wychodzę na wieś pograć w takie gry, jak podchody czy dwa ognie. No ale dzieciństwo ma się jedno, nie?
11. Nie boję się żab czy jaszczurek. Kiedyś pocałowałam jedną żabkę (durne
"prawda czy wyzwanie...").
12. Za to panicznie boję się owadów, szczególnie tych takich wielkich komarów.
13. Lubię oglądać bajki.
14. Często mam tak, że planuję sobie tyle przedsięwzięć, a potem i tak mi się tego nie chce robić. cx
15. Mam wszędzie nieporządek. Dosłownie. Jednak podczas odrabiania lekcji muszę mieć czyściutko na biurku, inaczej się nie da.
16. Rzadko sprzątam na biurku, więc nie odrabiam na nim lekcji.
:'D
EDIT 17. O, i jeszcze jak patrzę na słońce to mi się chce kichać.
18. Mam męty ciała szklistego, czyli takie jakby "gluty" mi się pałętają wszędzie, gdzie patrzę (y). Jak ktoś jest ciekawy, jak to wygląda, zapraszam > tu < .

Jak na razie to tyle. Mam już kilka pomysłów następne posty, więc czekajcie cierpliwie, jak znajdę czas, na pewno je zrealizuję!

Dzisiaj bez loga i bez piosenki, bo piszę z telefonu. c:

Pozdrawiam,
Julia c:

sobota, 16 maja 2015

Rozdział pierwszy - Szarobura Ameba "Urodzić się, by umrzeć"

Hejka!
Po prostu zapraszam na... pierwszy rozdział? ;_; Opowiadania.
Matko, egzamin 21 maja, zabijcie mnie...
Rozdział pisany o 21, tfu, 23:24 zaczynając, dużo będzie o "świecie" w którym bohaterowie się znajdują.


Rozdział 1
Szarobura Ameba
~Elizaveta (to ta dziewczyna, drugą osobą pierwszoosobową będzie Matthias, lol)

Oczywiście musiałam się obudzić bardzo wcześnie, kiedy jeszcze nawet nie wzeszło słońce. Wolałabym dłużej pospać, ale...
Co to był za sen? Taka ja, ale w jakimś innym świecie, równoległym czy coś. Te same cechy charakteru i wygląd. Sytuacja... chyba w tym miejscu, gdzie "odbył się" ten sen, nie ma żadnych mocy, a nikt nie walczy bronią... Matko. Moja wyobraźnia jest za duża, po prostu za duża. Najlepiej, żebym o tym dziwnym śnie zapomniała.
Ziewnęłam, i tak jak sobie postanowiłam, zapomniałam o tym bardzo dziwnym śnie. Wstałam z trawy (no bo po co komu spać w namiocie, jak nie jest ci zimno na dworze?), przeciągnęłam się, poprawiłam trochę zawieruszone ubranie i poszłam prosto do rzeki, do wody.
Właśnie, woda to największa tajemnica.
Od dawna wiadomo, że można posiąść jedną z mocy, rodząc się: Ogień, Ziemię, Wiatr bądź... Lód. Na logikę biorąc ten system, powinna być woda, ale nie. I tak ludzi posiadających moc jest dosyć mało, tak 1:1000 na całą populację w Malesandzie. Człowiek taki jest bardzo szanowany, jeśli uda mu się oswoić daną moc, wiadomo, jeśli się nie uda, to chyba można go szanować tylko patrząc na jego grób. Jak dobrze być w elicie... choć nie, tacy ludzie również mają obowiązki. Ludzkość tego świata dąży do zdobycia jego malusieńkiego kawałka - Poilesanu, tak zwanego raju. Jest to bardzo trudne, ponieważ im bliżej do wyspy, tym więcej potworów i innych chorych stworzeń się tam znajduje. Taa, obowiązkiem ludzi posiadających moc jest pokonywanie potworów... Dosyć prosto brzmi - na pewno się kiedyś uda, nie? Nie jestem tego taka pewna. Te dzikie stworzenia się bardzo szybko rozmnażają i jak zabijesz kilka, to żaden sukces. Za kilka godzin twoje zabójstwa będą niezauważalne, urodzi się pewno z 100 takich potworków w tym czasie. Ludzkość jest bardzo chciwa i stawia coraz większe wymagania nam, tzw. Vitalisom. A my nie jesteśmy tacy głupi - żeby powiązać ze sobą moce, próbowaliśmy (no, nie ja) spłodzić człowieka, którego matką byłaby np. posiadaczka mocy Ognia, a ojcem byłby posiadacz mocy Wiatru. Prawie wszystko się udało - Ziemia z Wiatrem, Wiatr z Lodem, Wiatr z Ogniem, Ziemia z Ogniem, Ziemia z Lodem. Na tym się kończy. Nie udało się nawet zbliżyć do siebie ludzi z mocą Ognia i z mocą Lodu. No po prostu coś magicznego tych dwojga ludzi zawsze odpycha. A podobno, według starej legendy, kiedy znajdzie się takich dwóch ludzi, dzięki ich mocom powstanie Woda, czyli coś, dzięki czemu dałoby się zdobyć wyspę Poilesan. 
I tak nie wierzę w te bzdury, głównie w tą legendę. To jasne jak słońce, że pomiędzy ludźmi z mocami Ognia i z mocami Lodu jest wrogość - to są PRAWIE przeciwieństwa. PRAWIE przeciwieństwa się nie przyciągają, yhm.
Matko, ale się zamyśliłam, tylko się myjąc. Szybko wyprałam swoje poprzednie ubrania, i założyłam ubrania na zmianę - szare szorty, biała, obcisła bluzka, w której da się walczyć, oraz skórzane, wysokie buty. Swoje czarne, długie włosy upięłam w kucyk i spięłam skórzanym rzemykiem. No dobra, sprawdźmy, jak sobie radzisz, moja mocy, Lodzie. Bez żadnego wysiłku lewą rękę zgięłam pod kątem prostym w łokciu, otworzyłam dłoń, a następnie wycelowałam w drzewo znajdujące się około 10 m dalej. Po kilku sekundach na owym drzewie znalazła się bryła lodu, wyglądająca trochę jak jakiś kamień szlachetny. No, radzisz sobie, Lodzie. A co z Mieczem Zamrożenia? Uniosłam prawą rękę do góry i zwinęłam w pięść, a następne ustawiłam się rozkrokiem i opuściłam rękę pośrodku, trzymając mój lśniący, biało-niebieski, prosty jak strzała miecz. Oczywiście od razu przyłączony do ręki, to jest moc, a nie normalna broń. Wymachiwałam nim przez chwilę, a następnie rąbnęłam w drzewo, przecinając je na pół (oczywiście w szerokości, nie wysokości). Na obydwóch kawałkach drzewa widniały okruchy lodu. Pięknie, po prostu pięknie. Skończyłam sprawdzać swoją moc, sprawiając, że miecz i "lodowy ogień", który unosił się nad moją lewą ręką, zniknęły. 
-Pora spadać, następne potwory do zabijania - mruknęłam do siebie, spakowałam wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą (ubranie na zmianę, kilka kromek chleba, kawałek wędzonego mięsa, namiot i bukłak wody) i wyszłam z ciemnej polanki, na której się znajdowałam.
-Uh, ale tu gorąco... - tak zareagowałam na ostre promyki słońca wprost wbijające mi się do oczu.
A co to, po drugiej stronie rzeki? Czyżby Cyrculis, jeden z mocniejszych potworów? Elizaveta, patrz, jaka gratka! Tak przy okazji, gadasz do siebie.
Po chwili już w jednej ręce miałam miecz, a nad drugą unosił się lodowy płomień. Najpierw schowałam się w krzakach, potem wyskoczyłam od tyłu i przecięłam mu bok mieczem.
-Hejka! Jak tam poranek? Dopiero teraz wschód, nie? - krzyknęłam do ogromnego, szaroburego potwora, wyglądającego trochę jak prawie roztopiony lód. Eh, oczywiście od razu się zorientował i się odwrócił. Trochę pomachał swoją dużą łapą nade mną, a ja kilka razy mu ją obcięłam, aż została mu tylko jedna ręka i nogi.
-Tortury czy szybka śmierć? Wybieraj, połowiczna amebo! - wykrzyknęłam.
Oczywiście w odpowiedzi dostałam głośne warknięcie. Czyli koniec zabawy, bo jeszcze będę musiała sobie zszywać ubranie, jak ostatnim razem. Lewą ręką objęłam również miecz, którego oblepiły właśnie ostre, bardzo ostre bryły lodu, oczywiście wszystkie ustawione w jednym kierunku, inaczej by to nie miało sensu. Wskoczyłam na szaroburą amebę (czemu ja to tak nazywam?) i wbiłam miecz w środek jej głowy. Po chwili potwór zaskowyczał z bólu, a następnie pozostał po nim tylko szarawy był, który za sekundę zwiał wiatr.
Ktoś jest w krzakach, raczej... za nimi, podpowiedział mi mózg, czy tam moja moc. Nieważne.
-Wspaniała walka, panno z mocą Lodu - usłyszałam bardzo sympatyczny głos, lecz ta nutka, ten akcent...
Moc Ognia.
-Czego? - warknęłam i odwróciłam się tam, skąd dochodził ten głos.


Może i do dupy napisane, no ale nieważne.
Wybaczcie mi, teraz jest 00:06, i jak zwykle słowa gdzieś mi wylatują. <:

Chandelier,
Laniacz


PS. Tak wygląda ta bryła lodu, czyli ten "lodowy płomień" Elizavety:
Chodzi o kształt, a ten miecz to wiadomo, wyobraźcie sobie prosty miecz, a teraz oblepiony takimi bryłami, ale ich "końce" są ustawione w jednym kierunku, tym właściwym. Apff, Wiktoria zła tłumaczka.

wtorek, 5 maja 2015

Krótka gadka o nowym życiu

Witajcie!
Dzisiaj post troszkę inny, niż zazwyczaj, bardziej z przemyśleń. Dlaczego?
W ciągu 10 dni byłam świadkiem dwóch radosnych wydarzeń, w wyniku których na świat przyszły trzy malutkie stworzenia... Nieporadne, słabiutkie i nieprzyzwyczajone do nowego, otaczającego je środowiska. I mimo tego, że są całkiem różne, tak naprawdę są takie same... Mimo tego, że w wyniku jednego porodu na świat przyszła dziewczynka, a drugiego - dwie świnki morskie. ;))
Pierwszą rzeczą, jaka nasuwa mi się na myśl gdy myślę o porodzie i potomkach, to trzy emocje - ból, radość i miłość. Ból jest związany oczywiście z samym porodem - jest on położony w szczycie piramidy bólu. Radość - bo to chyba nieludzkie, nie cieszyć się, gdy się ujrzy swoje dziecko. Oczywiście, istnieje coś takiego jak szok poporodowy, ale chyba wszyscy domyślają się, że nie mówię o takim przypadku... No i oczywiście miłość - miłość matczyna. Jestem pewna, że to się tyczy w pewnym sensie także zwierząt, chociaż one nie mają człowieczej psychiki. To nie zmienia jednak faktu, że każda matka jest matką, podobną w uczuciach i trosce o swoje dzieci.
Jeśli mówimy o dzieciach - zauważyłam na dwóch przykładach, jak bardzo różnią się małe człowieczki od małych - przykładowo - świnek morskich. Malutka dziewczynka leżała sobie w łóżeczku, starannie okryta kocykiem, niezdolna do ruchu, całkowicie bezbronna nawet po kilku dniach życia, tymczasem małe mojej świnki zaraz po porodzie brykały po klatce i próbowały skubać sianko. Różnica, prawda? Jest jednak zasada łącząca niezależnie od tego, czy mowa o małych futrzakach czy ludziach...
KAŻDE ISTNIENIE MA PRAWO ŻYĆ.
Czasami zamiast radości pojawia się smutek. Wtedy jest mi naprawdę źle na świecie - bo ja żyję, a ten mały ktoś nie.
Moja świnka morska (nie ta, o której była mowa wcześniej, inna) również miała dwa prosiaczki, ale one natomiast nie miały szczęścia - obie zdechły, bo prawdopodobnie za wcześnie "pchały się" na świat. Wtedy byłam naprawdę wściekła, było mi źle, na cały dom darłam się "Po co one się rodziły, skoro miały umrzeć?". Istotnie, po co? Ich mama żyje do dzisiaj, a one ledwie się urodziły, już były martwe. Jaki to był sens? Czemu tak jest? - takie pytania zadaję sobie do dziś. I przede wszystkim - JAKI JEST SENS W ŻYCIU?
Kurczę, rozkminy na całe dnie i noce, a i tak odpowiedzi nie znam. Bądź, co bądź, "life is brutal and full of zasadzkas and kopas w dupas", ale jakoś nie chcę zejść z tego świata. Ten paradoks.
Chcę budzić się w promieniach Słońca.
Chcę zwiedzać, oglądać i się zachwycać.
Chcę być świadkiem niezwykłych, jak i tych pospolitych zdarzeń.
Chcę jeść ulubione potrawy i pić rześką wodę.
Chcę czuć woń kwiatów.
Ale nie białych róż. (Ach, te moje nawiązania do książek :') )
Nie chcę wojen.
Nie chcę nienawiści.
Nie chcę rasizmu, antysemityzmu, homofobii. Jest za dużo rzeczy dzielących społeczeństwo, a za mało je łączących.
Tymi mądrościami kończę ten trudny do zrozumienia, i chyba niepotrzebny post. W każdym razie, cieszę się, że go napisałam. Musiałam się wyżalić.
Na koniec, zdjęcie maluszków:

Zdjęcie robione kalkulatorem, ta. Niewyjściowa poza maluszków, ta, ale nie można ich jeszcze brać na ręce. No i to prowizoryczne zabezpieczenie, żeby trociny się nie wysypywały XDDD.

Alavida! (OMG, hindi)



Eminem - Headlights ft. Nate Ruess
A, słuchałam sobie akurat MMLP2 i mnie tak naszło ^-^ Ogólnie to genialne, nawet dla osób, które nie lubią rapu. No, okej, rap, ale dzięki Ruessowi piosenka jest delikatniejsza... No i w ogóle, tekst (za co kocham Eminema ;o)... Gorąco polecam! (y)

Ten post to na serio taki trochę nieogar. ;_;
;_; <- dwaj cyganie kradnący deskę
Nie że mam coś do Cyganów, przeglądałam ostatnio stare posty na moim blogu i zauważyłam to w poście Alczensa. XD
Dobra pa

niedziela, 19 kwietnia 2015

Jak zaopiekować się... chomikiem? O.o

Cześć!
Dzisiaj chciałabym poruszyć temat kupna zwierzaka, a mianowicie chomika. Dużo osób mi znanych marzy o chomiku, więc pomyślałam, że napiszę dziś o tym, jak się opiekować, jak się zachować bezpośrednio po jego kupnie i - to chyba najważniejsze - jak przekonać rodziców na zwierzę.

Coś o chomiku...
Chomik najczęściej jest kojarzony jako takie słodziutkie zwierzątko, które lubi się kręcić w kołowrotku i nie jest groźne. Otóż nie! Może i słodkie zwierzątko, ale bez odpowiedniej opieki może się przekształcić w bestię! Nie dajmy się nabrać na słodkie oczka.
Jest kilka ras chomików, najbardziej znane to syryjski - największe z chomików, różnokolorowe; dżungarski - podobny  myszy, z charakterystyczną pręgą na grzbiecie; i Roborowskiego - chomiki tej rasy są najmniejsze, ale za to naprawdę trudne do oswojenia.

Oczywiście, chomik tej rasy będzie trochę większy, bo ten to jeszcze maleństwo :3

Kilka głównych zasad
Najważniejsza zasada:


Oczywiście, bez przesady. Nie możemy "przepaść" chomika do tego stopnia, żeby nie mógł się ruszyć.
Powinniśmy pamiętać, że chomiki - w przeciwieństwie do świnek morskich - wolą 'mieszkać' same.
Te zwierzątka są bardzo ruchliwe i potrzebują ruchu. Nie należy jednak spuszczać ich z oka ani na moment, gdy je wypuścimy z klatki - bardzo szybko mogą się gdzieś schować i wątpliwe, żebyśmy je później szybko znaleźli.
Chomiki są dalekowidzami - nie widzą tego, co jest blisko. U nich najbardziej rozwinięty jest węch.
Zwracaj uwagę na uszy chomika - jeśli są oklapnięte oznacza to, że zwierzę jest w złym humorze lub zmęczone.

Trzymanie chomika
Chomika można trzymać nie tylko w klatce. Wiadomo, że chomik rozkopując trociny może trochę wykopać ich z klatki. Oczywiście, można je sprzątnąć, ale jest to dosyć nużące; w dodatku wysypane trotki będą się roznosić po całym domu. Równie dobrze chomika można umieścić w terrarium/akwarium.


Gdy kupisz chomika...
Ważna zasada! Kupując chomika dostajemy go w tekturowym pudełeczku. POD ŻADNYM POZOREM NIE WYJMUJ GO Z PUDEŁKA WŁASNORĘCZNIE! Zwierzę jest nieprzyzwyczajone, może cię ugryźć! Włóż pudełko z chomikiem do uprzednio przygotowanej klatki lub akwarium i je otwórz. Chomik sam wyjdzie z pudełka, nie musisz mu pomagać!


Oswajanie chomika
Oswajanie zależy od chomika. Jeden może się oswoić po tygodniu, inny przez całe życie będzie trzymał do ciebie dystans. Przez kilka pierwszych dni syp sobie na rękę jakiś smakołyk (np.: pestki dyni lub słonecznika) i delikatnie podstawiaj chomikowi. Na początku będzie się bał wziąć z ręki (w moim przypadku chomiki szybko chwytały ziarenko i uciekały z nim), jednak po czasie się oswoi i będzie z niej jeść. Wtedy możesz delikatnie pogłaskać chomika, uważając, aby go nie spłoszyć. Gdy chomik będzie się czuł pewnie możesz spróbować wziąć go na rękę - nadstaw ją w klatce, a chomik sam na nią wejdzie. Możesz podrzucić mu jakiś przysmak, żeby go zwabić. Początkowo po prostu podnieś go, na niewielką wysokość, bo chomik może się przestraszyć i próbować uciec. Przez kilka dni powtarzaj czynność, dopóki nie zauważysz, że zwierzę już się nie boi. Wtedy możesz wyciągnąć go z klatki. Zwierzątko będzie całkowicie oswojone, kiedy będzie samo wchodziło ci na rękę i chodziło ci np.: po nogach, rękach.


Sprzątanie klatki/akwarium, utrzymanie ładnego zapachu
Jednym z argumentów rodziców, kiedy prosisz ich o chomika, jest "Będzie ci śmierdziało w pokoju!". Zgadłam? Jest na to sposób! Oczywiście, jakiś smrodzik zawsze będzie, przecież i my załatwiając grubszą potrzebę zostawiamy w łazience przykry zapach (chociaż u chomika jest inaczej, "balaski" nie mają zapachu, za to mocz ma woń przeokrutną!)... Na zasady nie ma rady! W tym przypadku mam jednak dla was dwie podpowiedzi...
1. Zmieniaj chomikowi ściółkę regularnie! Ja zmieniam raz na tydzień i udaje mi się zniwelować zapach, a chomikowi zawsze milej przebywać w czystym otoczeniu.
2. Kupuj zapachową ściółkę! Brzydki zapach jest przy niej nieodczuwalny, pachnie w pokoju owocami, a i chomik zmieni swój zapach przebywając w pachnąch trocinach.
Zaobserwuj, gdzie chomik lubi spać. Zazwyczaj wybiera jakiś róg. Tam przy zmianie ściółki zawsze dawaj trochę więcej trocin, bo zwierzę lubi się w nich zakopywać. Cóż... Innych podpowiedzi w tym zakresie nie mam, nie dawaj ściółki ani za dużo, ani za mało.


Wyposażenie klatki/akwarium
Każdy chomik powinien mieć miskę, poidełko i kołowrotek. Jest dużo obrazków pokazujących, że przez kołowrotek chomik niszczy sobie kręgosłup, ale jeśli nasze kręcidełko jest wystarczająco duże, spokojnie, nic się nie stanie! Nie odbierajmy chomikowi takiej radochy! Dla mojej Mrużki kołowrotek to jej całe życie :'D. Dodatkowo możesz kupić domek, najlepiej drewniany, w którym chomik może spać. Jeśli chcesz zapewnić chomikowi maksimum radości, kup mu od razu dużą klatkę z różnymi zjeżdżalniami itp. C:


Karmienie chomika
Kupuj mu pełnowartościową karmę oraz regularnie zmieniaj wodę (najlepiej podawaj mu przegotowaną). Od czasu do czasu żaden chomik nie pogardzi karmą uzupełniającą lub kolbką o ulubionym smaku (mój chomiczek przepada za orzechowymi rożkami). Możesz go również uraczyć marchewką, jabłkiem, ciasteczkami itp. Obserwuj, co mu najbardziej przypada do gustu.


Jak przekonać rodziców na zwierzę?
Wytłumacz im spokojnie, acz stanowczo, że zwierzę ćwiczy odpowiedzialność. Obiecaj, że będziesz o niego dbać. Nie obędzie się bez perswazji - może powiedz, że wszyscy w twojej klasie mają jakieś zwierzątko i mówią, że to ich najlepsi przyjaciele? Często takie decyzje  pozwoli podjąć spontan. Przechodzisz koło sklepu zoologicznego, prosisz mamę, abyście zajrzeli, robisz słodkie oczka i mama się zgadza (tak było w moim wypadku). W ostateczności możesz podać mnie za wzór (2 psy, chomik, 2 <do niedawna trzy> świnki morskie z czego jedna w ciąży, 4 rybki). Pamiętaj jednak, że zwierzątko to nie zabawka i że jak już się na nie zdecydujesz, musisz wypełniać obowiązki. Zastanów się, czy chcesz zarywać pół soboty sprzątając klatkę świnek i akwarium chomika, a potem zbierać z podwórka zdrowe kupki psiaków xD (okej, to ostatnie robi za mnie tata xD).

PRZEDE WSZYSTKIM PAMIĘTAJ, ABY BYĆ PRZYJACIELEM SWOJEGO CHOMIKA. BAW SIĘ Z NIM CODZIENNIE PRZYNAJMNIEJ 15 MINUT, BO INACZEJ ZDZICZEJE.

Na koniec... Moja Mrużka, którą ostatnio złapałam w nietypowej pozie... xD

Hahah, oczywiście wywaliła wszystko z miski, grubas XD

Pozdrawiam!
Kwaheri! (język suahili zawsze spoko)



Nirvana - Smells Like Teen Spirit
Ło mój Boże - może sam zespół jest okej, ale te jego co niektóre "faneczki" mi go dosłownie obrzydziły. Koszuleczki z żółtą typową "buźką", a pewnie znają tylko kilka kawałków. Taka jest nasza rzeczywistość, proszę Państwa. Oczywiście, nie mówię o wszystkich; niestety w mojej szkole tak jest. :')
Tę piosenkę lubię, lubię głos Kurta i klimat tej piosenki. W sumie... Co ja wam opisuję? Pewnie wszyscy znają tą piosenkę. A jeśli nie, zapraszam do odsłuchania. :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Życie jest jak teatr...

Cześć!
Przeglądałam właśnie stary zeszyt od polskiego, który wzięła moja polonistka do oceny (dostałam 4, z dopiskiem "Zeszyt prowadzony bardzo starannie lecz brak kart pracy", których rzeczywiście nigdy nie wklejam bo mi tylko rozwalają zeszyt xd) i natrafiłam na jedno z zadań, które - zresztą jak zwykle - zrobiłam zupełnie inaczej niż brzmiało polecenie. Miałam napisać opowiadanie na temat "Życie jest jak teatr". Bardzo ciekawy, nieprawdaż? Postanowiłam jednak zrobić coś zupełnie innego - dział z wierszami, ulubiona Szymborska, a ja mam pisać opowiadanie?
I tak powstał dość dziwny wiersz pt. "Życie jest jak teatr".

I
Życie jest jak teatr
A uściślając - premiera
Z tą różnicą, że nie ma żadnych prób
I wkładasz w nie o wiele większy trud
Rodzisz się jako aktor
Których w sztuce wielu
Z tą różnicą, że każdy aktor
To w tym spektaklu amator
Pełnisz swoją funkcję
Mówisz swoją rolę
Z tą różnicą, że nie ma suflera
Który w pomyłce podpiera
II
Nie znasz scenariusza ani choreografii
To czysta improwizacja
Ale wciąż masz nadzieję
Że przed punktem kulminacyjnym
Pojawi się Reżyser
I powie jak ta sztuka
Twoje życie
Potoczy się dalej
I mimo żalu
Który dominuje w twoim sercu
Pozwolisz mu kierować dalszymi
Szczęśliwszymi odsłonami spektaklu
III
Mimo, że teatr mój spalony
Podejmę ten wielki trud
I z całej siły będę dążyć
Do happy endu
Kiedy skończy się wielka tułaczka
Po scenie życia
Pójdę wraz z mym Reżyserem
Pod jedną rękę jak ze starym druhem
Grać inną rolę
W innym teatrze
Kiedy skończy się ziemska premiera
Rzucą róże do mych stóp
A kurtyna opadnie w dół


Uwaga, samouwielbienie level hard.
Jezuuuuu, strasznie mi się podoba ten wiersz :o Szczególnie ostatnia zwrotka <3. "Rzucą róże do mych stóp / A kurtyna opadnie w dół". A teraz uwaga, pytanie:
KIM JEST REŻYSER? B)
Zapraszam do rozkminy na ten temat w komentarzach, proszę również o ocenę wiersza i posta. Możecie też dawać propozycje co do szkół rysowania.

Tak więc...
Arrivederci!

Nom, wreszcie logo, które też kocham c:

Grubson - Nie jestem
Nie jestem wielką fanką Grubsona, ale lubię jego piosenki. Ni to rap, ni to reaggae... Słucha się przyjemnie, a ta piosenka jest świetna! Szczególnie przejście ze spokojnego muzycznego podkładu w taki mocniejszy... Polecam (słuchajcie przy ściszonym głośniku ;p)!
Nie jestem piedrolonym (nie, to nie literówka, pieDRoloonym) robotem!

sobota, 11 kwietnia 2015

LBA - nominacja od PauliWariatki + jakaś gadanina, żeby nudno nie było

Willkommen!
Tutaj znowu Emilia, wow. Dwa posty pod rząd w tygodniu!? Nigdy mi się tak nie zdarzyło, no jakieś postępy.
Co u mnie?
Eh, nic. 
Pustka w głowie. 
W następnym tygodniu mam tyle napier*olonych sprawdzianów, że głowa mała. W poniedziałek poprawa z "Zemsty" (z pierwszej kartkówki dostałam 3- - a bałam się, że 1. :^)), środa - poprawa z biologii (ostatnio coś slabo mi idzie ten przedmiot, a miałam same piątki ;_;), i kartkówka z historii z 3 pierwszych tematów z działu "Polska Pierwszych Piastów". Uch, umiem, ale za dużo tego wszystkiego! Nauczyciele, plox... >,<
Jezus, co jeszcze mam? Aaa, czwartek - sprawdzian z matematyki, z algebry. No, nawet cos umiem, ogarniam to.
Aaaaa, telefonie kocham Cię.
Metallica - The Unforgiven III - kocham całym sercem. :"( Według mnie nie przebija bardzo I część, II... Ale jest cudowna. Ta początkowa gitara po pianinie jest cudowna. Och, kocham. ♥



Death Magnetic nie należy do ich najlepszych albumów, nie przypadła niektórym (i mi) aż tak do gustu... Ale niektóre piosenki z tej płyty są spoko. Nie wiem, czemu nowe płyty Metalliki są tak hejtowane. Bo co, nie ma Cliffa ([*]) i Dave'a? 

(Co do nowych składów - ja hejtuję nową Sepulturę! Przyznaje się, nienawidzę jej. Kawałki nie podskoczą starej, dobrej Sepultury. Bez Paulo Jr'a, Maxa i Igora Cavalerów, to nie to samo. Tylko Andreas został w  tym **ujowym składzie. Teraźniejsza "Sepultura" nie jest Sepulturą. Polecam tylko tą stara, do roku 1996. :"D)

Aaa, co do utworu - zapraszam do posłuchania. Nie jest mega mocny, (jak to albumy Mety, (wrazz znajdujacymi się w nich piosenkami) po "Black Albumie" hihi xd) ale to 8:35 czystej zajebistości. Według mnie. Hyhy, ale może ktoś zgodzi się ze mną? :^) 
Tekst? Bardzo proszę:


"Skąd mógł wiedzieć, że blask nowego świtu
Może na zawsze odmienić jego życie?
Wypłynął na morze, ale zboczył z kursu
Ku światłu złotego skarbu

Czy był jedynym zadającym ból
Swymi lekkomyślnymi marzeniami?
Bał się
Zawsze się bał
Tego co czuł
Powinien był po prostu odejść

Po prostu odpłynąć 
On znów żegluje

Jak mogę być zagubiony 
Skoro nie mam dokąd pójść?
Szukając mórz złota 
Czemu jest tak zimno?
Jak mogę być zagubiony
W ponownie przeżywanych wspomnieniach?
I jak mogę winić Ciebie
Skoro sam sobie nie potrafię wybaczyć?

Kolejne dni mijają we mgle
Gęstej i obezwładniającej
To poszukiwanie życia na zewnątrz to piekło
Wewnątrz, upajająco
Osiadł na mieliźnie
Tak jak jego życie
Woda jest zbyt płytka
Runął szybko
W dół wraz ze swoim statkiem
Teraz zanika w cieniu
Jest rozbitkiem

Wszystko przepadło
Odeszło

Oni odeszli

Jak mogę być zagubiony 
Skoro nie mam dokąd pójść?
Szukając mórz złota 
Czemu jest tak zimno?
Jak mogę być zagubiony
W ponownie przeżywanych wspomnieniach?
I jak mogę winić Ciebie
Skoro sam sobie nie potrafię wybaczyć?

Wybacz mi
Nie wybaczaj mi
Wybacz mi
Nie wybaczaj mi
Wybacz mi
Nie wybaczaj mi
Wybacz mi
Wybacz mi
Dlaczego nie potrafię sobie wybaczyć?

Wypłynął na morze, ale zboczył z kursu
Ku światłu złotego skarbu
Skąd mógł wiedzieć, że blask nowego świtu
Może na zawsze odmienić jego życie?

Jak mogę być zagubiony 
Skoro nie mam dokąd pójść?
Szukając mórz złota 
Czemu jest tak zimno?
Jak mogę być zagubiony
W ponownie przeżywanych wspomnieniach?
I jak mogę winić Ciebie
Skoro sam sobie nie potrafię wybaczyć?"

Tekst z głębokim sensem. Cudowny, cudowny. 
Przepraszam, ale nie umiem zbytnio przelewać na "wirtualną kartkę", moich głębokich myślach, o tekstach i wierszach. Chyba serce tylko umie. XD

Kel, War Machine (AC/DC) leci teraz. Dobra, to mam przez to kopa w dupę i mogę dalej pisać, niż rozlewczo rozmyślać się nad sensem piosenek Metalliki. :<
Info z ostatniej chwili - zostaję sama od 20 do 24 w domu. B)
No, cztery godziny spokoju. I prywatności. ^^

Ejże, (hejże, pozdrawiam Karolę) zacznijmy LBA! ^^
When The Leeve Breaks leci, fak, czemu się skończyło AC/DC? :_: 
W sumie Led Zeppelin też lubie, ale ta piosenka nie ka takiego ogromnego powera. XD

NIE O TYM, XD
Zostałam nominowana do LBA przez Paulę, z bloga everyone-have-defects.blogspot.com - lel. Dziękuję za nominację. ^^ Taa, zostałam nominowana bodajże 4 kwietnia, a teraz dopiero to piszę. Lba opanowało blogi. >,<

YOU DON'T KNOW, WHICH WAY TO GO?

Sory, własnie leciał ten tekst, hs. Xd
Lecimy z pytaniami! 


1. Gdybyś miała wybrać pomiędzy uratowaniem swojej mamy, a znalezieniem prawdziwej miłości to co byś wybrała ?
2. Jaki jest twój ulubiony sport ?
3. Jakie danie lubisz najbardziej ?
4. Jakie gatunki książek najczęściej czytasz ?
5. Wolisz Boże Narodzenie czy Wielkanoc ?
6. Wolałabyś wystąpić w "Taniec z Gwiazdami" czy "Celebrity Splash" ?
7. Lubisz Milkę (czekoladę) ? Jeśli tak to podaj swój ulubiony smak :)
8. Często ćwiczysz ?
9. Jaki był twój najgorszy koszmar ?
10. Wolałabyś mieszkać w Wrocławiu czy Krakowie ?
11. Jakie jest twoje największe marzenie ?

Ciekawe pytania, nie powiem. ^^ 
Odpowiedzi:
1. Oczywiście, że uratowanie mojej mamy. Była pierwsza. Uh.
2. Zdecydowanie tenis. Grywałam sobie w to gdy byłam w 4tej klasie, w czasie wakacji. Pamiętam te nazwy jak to się, hm, serwuje (jak to się pisze, przez "w" czy "f" XD?)   piłkę? Tak! Pamietam, ale nie pamietam jak to się pisze. Brawa dla mnie. ;_;
3. Nie mam ulubionego dania. No, nie umiem wybrac. Kocham dania z makaronem, z mięsem, i gdy są mączne. ^^ Nie umiem! :<< xd
4. Nie mam teraz zbytnio czasu na czytanie, ech. Głupie lektury. EEEJ, nie o tym... 
Uwielbiam czytać książki fabularne, historyczne (szczególnie o II WŚ; dzienniki więźniów, mam książke też o PRL, którą uwielbiam xd ), jakieś komedie... Nienawidzę zemwszystkich gatunków FANTASTYKI. NIENAWIDZĘ. W 6stej klasie miałam "Hobbit - tam i z powrotem" - gdy dowiedziałam sie, że to będziemy mieli, poryczałam się. Próbowałam polubic, ale to nie dla mnie. Dupa, dupa dupa. Nienawidzę. I jak na moje szczęście - w 3 klasie gimnazjum - znowu Hobbit. Zarąbiście. ;w; Eeej, nie o tym. 
5. Wielkanoc, bo jakoś mnie bardziej nawraca niż Boże Narodzenie. Przez tą mękę Jezusa Chrystusa. :^) 
6. Obydwa te programy nie lubie, ale jakbym miała wybierać, to Taniec z Gwiazdami. Ten drugi program jest głupi, nie lubię skakać do basenu (+ nie umiem zbytnio pływać). A w tym pierwszym można się fajnie pobawić, tzn potańczyć. ^^
7. (Dopiero?) Lubię, ale wolę Wedla. Mój ulubiony smak z Milki to chyba te, co jest pokrojone na trójkąty. (ILLUMINATI, TUTUUTUTUTTUT TUM) Nie pamiętamy nazwy. Chyba "Trio cośtam" XD.
8. Na WF? Nie. Wf jest nudny w gimnazjum. Nudny. Mega nudny. Wolę pogadać z moimi koleżankami. xd
9. LEPIEJ ŻEBYŚCIE NIE WIEDZIELI. Mam mega straszne i brutalne koszmary. Serio. Nie chcę odpowiadać na to pytanie. 
10. W Krakowie. Nieważne czemu. Hyhy.
11. Nie mogę napisać, bo się nie spełni. ^^

Jejku, super. Odpowiedziałam, było to męczące, ale zarazem przyjemne. ^^
Nominuję:
zabojcza-kreatywnosc.blogspot.com - Aleksę
msp-wedlug-nastolatki.blogspot.com - eee yyy Shann (jeśli to czyta:/)
everyone-have-defects.blogspot.com - Paulinę, taki rewanżyk B)
you-only-live-once-live-and-dreams.blogspot.com - Kaśę (błd specjalny)

Kuurde, nie pamietam az tak duzo blogow, potem jeszcze jakieś dopiszę... xd

Pytania:
1. Masz do wyboru: albo zjeść martwego zwierzaka, albo podpalić ( kościół hehehehhehheh, nie pytajcie, to dla żartów xd) sobie dom. Co wybierasz, i dlaczego? :D
2. Który kolor jest Twoim ulubionym?
3. Co sądzisz o metalu? (Musiałam, musiałam 8))
4. Lubisz baraninę? Jeśli nie jadłas, to spróbujesz?
5. Z którego przedmiotu masz najlepsze oceny?
6. Lubisz mnie? XD
7. Masz jakieś plany, związane z dorosłością? Jakie?
8. Wierząca? W co?
9. Wierzysz w przeznaczenie?
10. Lubisz siedzieć sama w domu? Jeśli tak/nie - dlaczego?
11. Masz rodzeństwo?

Koniec. Uff. 
Żegnam się, proszę Was o zostawienie koma z opiniąna temat posta, hs. 
To co?
To pa!



czwartek, 9 kwietnia 2015

Revive

Revive.
Ożywianie.
Zmartwychwstanie.

Cześć!
Jestem tu nowa.
Jestem nastoletnią osobą o charakterze na tyle mocnym, żeby przezwyciężać trudności i na tyle słabym, że łatwo można ją złamać.
Osobą z pasjami.
Osobą, która jest miła i uczynna, ale i zarazem wredna - no, dla niektórych.
Osobą, która nienawidzi i nie umie przegrywać.
Osobą, którą dobrze znacie... 
A może i nie?

Wróciłam.
Zupełnie inna i odmieniona.
Już nie jako Inde (haha, domyśliliście się?) czy Independent Girl. Nie. Ale chwila... Czy to nie taki nick miałam przez całe półtora roku grania w Moviestarplanet?
MSP minęło. Oj, tak. Codziennie patrzyłam, jak się zmienia. I wiecie co? Ono cały czas jest fajne. I to nie ono się zmieniło. 
Zmieniłam się ja. 
Tak, zauważyłam to. 
Nie jestem tą samą osobą, która pod koniec września ubiegłego roku dostała się na jeden z najlepszych blogów w Polsce na temat gry przeglądarkowej MSP. Wydoroślałam i dojrzałam, choć - według mnie - cały czas jestem zdziecinniała.
Coś jednak stało za tym, że mimo tego, że przestałam grać, co jakiś czas (a nawet codziennie!) mój palec wędrował na klawiaturze w stronę literki A, wyszukując w pasku adres abieska-wariatka.blogspot.com. Nie zrezygnowałam z czytania tego bloga, z komentowania postów i uważnego śledzenia blogowego życia. Pod dziwnym nickiem Jestem.Tabalógom i avatarem przedstawiającym pogromcę Smerfów - Gargamela - od czasu do czasu siedziałam na blogowym czacie. Ten blog jest naprawdę ważny i wiążę z nim ciepłe wspomnienia. Uwielbiam te redaktorki i ich styl pisania, ich ciekawe osobowości… 
Długo zastanawiałam się, czy podejmuję właściwą decyzję wracając tutaj. Kiedy jednak dostałam aprobującą odpowiedź od Abieski, straciłam wszelkie wątpliwości. Tak, jasne, że chcę tu być! 
Chcę współpracować z tymi redaktorkami, które kiedyś tak polubiłam i dzielić się z Wami, czytelnikami, o tym, co leży mi na sercu! Chcę pomóc w tworzeniu tego bloga, szczególnie, że jest dodatkiem i że nie jest łatwo wyrobić się redaktorkom w tworzeniu kilku blogów, więc to racjonalne - tutaj posty są rzadziej.
Wiadomo, nie mam nagle tak dużo czasu, żeby codziennie pisać nową notkę. Myślę, że trzy posty na tydzień to będzie naprawdę maximum. Może się jednak zdarzyć, że posta nie będzie dłużej - cóż, II GIM to nie przelewki. Szczególnie, jeśli chcesz utrzymać piątkę z fizyki (sic!) i chemii oraz starasz się o lepszą ocenę z matmy, z której jestem kompletnie otępiała (jakieś dwie niewiadome, nie wiem do czego człowiekowi potrzebne i wykresy funkcji...).
O czym będę pisać?
O wszystkim. O moich przemyśleniach, pasjach. Może zareklamuję Wam jakąś dobrą książkę albo film, wstawię nowy rysunek lub tą obiecaną szkołę rysowania (piszcie w komentarzach, co byście chcieli umieć narysować, ja postaram się podołać temu zadaniu i was nauczyć wedle moich możliwości - sama jestem tylko człowiekiem i również mam problemy z narysowaniem wielu rzeczy)? Jakiś wiersz, opowiadanie? Zależy. Szablon posta zostaje. Zagraniczne pożegnanie + piosenka.
W niedługim czasie zrobię sobie również jakieś logo. Tymczasem - tylko podpis.
~Julia, Julson, Cordelie

Wpadłam na pomysł, żeby opisywać każdą piosenkę, którą wstawiam na pożegnanie.
Dzisiejszym wyborem jest "National Anthem" Lany Del Rey. Ostatnimi czasy coraz częściej słucham tej artystki - jest naprawdę nietuzinkowa. W tej piosence ogromnie przypadł mi do gustu teledysk (a najbardziej "Happy Birthday"!) i bardzo przykry, acz życiowy cytat: "Money is the anthem of success" - "Pieniądze są hymnem sukcesu". Lanę można lubić lub nie, bo jej głos jest specyficzny. Ja ją lubię i zachęcam do odsłuchania.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Dopiero teraz..: "Sen?!" Prolog #2 - Urodzić się, by umrzeć

Hej!
Przepraszam, że od daaawna nie było żadnego posta, ale jakoś wena mi wylatywała z głowy, gdy akurat miałam pisać posta.
Dopóki jeszcze się nie ulotniła... zapraszam! :)

-Michasiu, co robisz po szkole? 
Znowu przyczepiła się do mnie jakaś przesłodzona dziewczyna. Spokojnie, nie możesz popsuć sobie reputacji, uśmiechnij się przepraszająco i odpowiedz:
-Przepraszam Cię kochana, jestem dziś zajęty.
Oczywiście oszalała, jak usłyszała słówka "kochana", haha. A reszta dziewczyn zrobiła się zazdrosna i zaczęła mnie okrążać, serio. Najlepiej im wszystkim ładnie odpowiedzieć i odejść w spokoju, nie?
-Wszystkie jesteście kochane, ale teraz mi się spieszy, okej? - z nudów puściłem do nich oczko, na pewno teraz dadzą mi spokój. Zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem ze szkoły.
Kolejny dzień, gdy masa dziewczyn się do ciebie przylepia, ale chłopaki cię szanują, bo jesteś najlepszy w sporcie. No i masz taki piękny wygląd, że raczej wolą nie wchodzić ci w drogę, bo panienki od razu się nich rzucą... Masakra. Starasz się mieć bliższych przyjaciół, ale ten tłum głupich lalek ci to utrudnia, bo jakoś nie da się do ciebie dojść podczas przerw. Krótko przycięte, z grzywką, orzechowe włosy, ostre rysy twarzy, duże, dziwnego koloru oczy - bo bordowego i wysportowana, wysoka sylwetka - każda dziewczyna musi na ciebie zwrócić uwagę. 
Mam tego dosyć, jak starsze ode mnie dziewczyny zaczepiają mnie na ulicach, próbują poderwać, w szkole idzie za mną tłum, a na portalach społecznościowych aż roi się od zaproszeń do znajomych. Nic mi to nie daje pozytywnego, widzę w tym same wady, no dobra, wszystko mogę sobie załatwić, jakbym głupi nie był. Ale nie jestem głupi, mam bardzo dobre oceny i osiągam duże wyniki w sporcie. Odpowiadanie uprzejmie wszystkim działa na moją korzyść, mogę to wykorzystać jak chcę. 
I tak mi jest prawie wszędzie zimno, od razu po szkole kieruję się do domu i do mojego pokoju, gdzie mam ustawiony kaloryfer na najwyższą temperaturę. Siadam przy nim i zaczynam odrabiać lekcje. Często ludzie mi mówią, że bije ode mnie jakaś wewnętrzna, "ciepła aura". 
Nie zdają sobie sprawy, że jest ona w 100 % fałszywa. Nie zależy mi na tych głupiutkich dziewczynkach, na żadnej kobiecie, która mnie poderwie w mieście, na nikim. Wszystkich uważam za fałszywych, choć sam taki jestem. Nie mogę być z nimi szczery, bo stracę wszystko, co dotychczas osiągnąłem. Wszystko zbudowane na fałszywych, miłych relacjach. Nikt tego nie zauważa, zawsze jestem oceniany powierzchownie, i tak by nikt nie docenił, jaki jestem w środku. Zimny dla nieprzyjaciół, aktualnie wszystkich. Kiedy musi "przetrwać" - jest gotowy na wspaniałą, sztuczną przyjaźń z kimkolwiek. Potrafi się zaprzyjaźnić z byle kim, z byle powodu (no, on ten powód zna, byle kto nie), być bardzo uprzejmym, opiekuńczym i romantycznym, przyjacielskim. Taa. Jest wspaniałym aktorem i chodzi na kółko teatralne.
Jak tu zimno... więcej ciepła, więcej ciepła...
Ale jakiego ciepła? Wewnętrznego? Tego prawdziwego? Gdzie go znajdę, jeśli NIKOGO nie mam? Rodzice ciągle zapracowani, nie mają dla mnie czasu, wszystko robię sam. Wracają do domu, kiedy już śpię. Nie utrzymuję już z nimi zbytnio kontaktu, zawsze zamykam się w pokoju, tam, gdzie jest mi ciepło. Nawet, gdy jakaś dziewczyna mnie przytula (czasami wynikające z tego korzyści są naprawdę zaskakujące), nie czuję żadnego ciepła. Nic, zimno. Chyba innym ludziom tak się nie dzieje, prawda? Na 100 % jest im ciepło, jeśli tego chcą. Na przykład kiedy są zmęczeni lub są zakochani. Tyle, że ja się nie męczę, i nie jestem zakochany. Ups. W środku zimny drań tak szczerze mówiąc. Ale i tak każdego mogę przejrzeć na wylot, wtedy ta osoba mnie też, niestety. Muszę się otworzyć, żeby kogoś bardziej poznać, lecz to jest już za duże poświęcenie.
Gdybym władał takim ciepłem, nie musiałbym ciągle szukać sposobu, jak ciepło znaleźć. Po prostu je miałbym i już.
Może... ogień? Heh, ciekawe. Symbolizuje wręcz gorąco, dla mnie tylko ciepło.
Rzucam torbę w kąt, siadam trochę dalej od kaloryfera niż ostatnio i wyciągam z kieszeni zapalniczkę. Kładę się, zapalam w niej ogień blisko mojej twarzy, zasłaniam ręką i uśmiecham się.
Takie ciepło... skąd one pochodzi? Chciałbym, żeby naprawdę pochodziło ode mnie. Ale coś w zamian, na przykład zimno, gdyby było by mi za ciepło... no nie wiem. Na razie chcę ciepło.
Ogień jest taki piękny, usypiający...
Zapalniczka wypada z mojej ręki, ogień o dziwo nie gaśnie, a ja zasypiam, dziwnym snem...

Tyle.
WIEM, że podobne do 1 prologu, ale TAK, miało być podobne. :D
To do zobaczenia!

Czandelier,

piątek, 27 marca 2015

Konnichiwa, watashi wa Suzan desu!

Czyżby nowa osoba? 
Czyżby ktoś z Abieski?
Czyżby brunetka o brązowych oczach interesująca się Japonią? 
A, owszem. Cześć! 

Jak widać, jestem nową redaktorką na tym blogu. Na imię mi Zuzia, a pseudonim w internetach to Zue, Anae, Zu. Mam 12 lat, lubię malować, rysować, szkicować, śpiewać, blogować, oglądać anime, czytać mangi, pisać opowiadania. Mam wiele zainteresowań, a jednym z nich jest kultura Kraju Kwitnącej Wiśni. 
Jestem dosyć nieśmiała, ale jak już kogoś poznam, chętnie z nim rozmawiam. Staram się być przyjacielska, miła, spostrzegawcza... Jestem pechowcem i perfekcjonistą. 
Nie będę się rozpisywać, ponieważ większość z was zna mnie z abieski-wariatki-i-msp. Jeśli nie - zapraszam na posta o mnie : >KLIK<

Do Strefy kreatywności i niezależnej wyobraźni zaprosiła mnie Wiktoria, za co bardzo jej dziękuję. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać innym redaktorom! 

Na tym blogu pisać będę m.in. o sytuacjach wziętych z życia, czasem może będę opisywać ciekawe dni z mojego życia, może będę dodawać moje zdjęcia (nie mojej osoby, tylko zrobione przez moją osobę.), na pewno napiszę jakieś opowiadanie, ponieważ kocham je pisać. 

Więc... no, cóż, co by tu jeszcze napisać? Może dodam piosenkę, którą U-BÓS-TWIAM? (jeśli źle przedzieliłam to się nie czepiajcie) Ok, spoko, oto ona - opening do anime Amnesia oraz opening do Inu x Boku Secret Service (jestem na drugim odcinku, ale początkową piosenkę kocham)



No, więc... dam jeszcze Marsów, a co. 


Do or Die. ♥ 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To by było na tyle. W tym tygodniu na pewno pojawi się jakiś post (prawdopodobnie w sobotę, bo w niedzielę jadę na koncert). Albo w poniedziałek, ale jeszcze zobaczę. 
Mam nadzieję, że ciepło mnie przyjmiecie na blogu. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę tu pisać. 
Także...

Do następnego posta, sayonara! 


czwartek, 26 marca 2015

Prolog #1: Sen? - "Urodzić się, by umrzeć"

Hej!
Wybaczcie, że nie pojawił się od dawna ani prolog, ani 1 rozdział nowego opowiadania, ale zagubiłam się w hińskim mango, jutubie i braku weny. Przepraszam.
Wstawiam tutaj trochę krótki prolog, który nic na razie nie wyjaśni, ale póóóóóóóóóóóóóóóóóóóóźniej (czytaj: za kilkadziesiąt [?] rozdziałów) wszystko się wyjaśni, jak ktoś będzie o tym pamiętam.
No i prolog dla bohateRKI. 
Zapraszam!

Wreszcie dzwonek kończący lekcje, ugh.
Koniec na dzisiaj wyzwisk, jakie masz długie, czarne jak smoła włosy, i prawie białe oczy. No i cera podobna do takiej, jaką mają wampiry. "Dziwactwo! "Wampir, który ma jakąś dziwną rasę i przez to ma inny kolor oczu niż czerwony!" "Pewnie wysmarowała czymś czuprynę, znowu!" - zaczepki na poziomie dziennym. Nikt nie zrozumie, że Twoi rodzice dali Ci tak dziwne geny, że nie powinno się oceniać po wyglądzie, nawet ładnym - w mniemaniu chłopców, kiedy dziewczyny nie słyszą. 
A teraz wyobraź sobie, że olewasz to wszystko i idziesz nad wodę, zimą.
Genialnie jak dla mnie.
Nie noszę jakiś zimowych ubrań w stylu futro tygrysa i czapka uszatka, nawet, gdy jest około -20 stopni. Jest mi ciepło już w normalnej kurtce, dlatego ubieram wiosenną. Rodzice uznali, że to kolejny skutek wybuchowego połączenia ich genów i pozwoli mi się tak ubierać. 
Nie obchodzi mnie zdanie innych, mimo, iż gapią się na moją osobę jak na przybysza z obcej planety.
No, trochę, bardzo... najbardziej. Jestem chyba najwrażliwszą osobą na świecie. Łez nie widać na mojej twarzyczce, na szczęście, bo płaczę codziennie, po szkole. Mimo to, nigdy się nie zmienię. Albo to oni oswoją się kiedyś z moim wyglądem, albo będę ciągle płakać, niby będąc obojętną na kpiny.
Szybciej, szybciej...
Czemu się spieszę? Nie chcę  spojrzeń ludzi, tych szeptów za plecami? Nie powinnam się tym przejmować, to tylko płytkie słowa. Eh, i tak będę płakać, więc lepiej się jeszcze bardziej pospieszę...
Wreszcie jezioro, całe zamarznięte. W lecie nie wygląda dla mnie przekonująco, ale w zimie, kiedy w krzakach mogę dotknąć tej zimnej powierzchni, co jest zbawieniem...
Podeszłam szybko, niby do ławki, odłożyłam torbę, a kiedy nikt nie patrzył, zbliżyłam się do jeziora, przez krzaki. Kucnęłam i wdychałam świeże powietrze, które tak uspokajało moje myśli. A teraz się napatrzę. Ta biel, zbliżona do bardzo jasnego błękitu, jest moim ulubionym kolorem. Otwartymi szeroko oczyma, zresztą o takiej samej barwie jak ona sama, patrzyłam na wodę. Piękna, krystaliczna biel...
Jeszcze bardziej przybliżyłam się do jeziora, jak jakaś zahipnotyzowana. Delikatnie dotknęłam jedną dłonią zimnej powierzchni, uwielbiałam brak ciepła. Eh, nie odczuwałam ciepła bez kurtki. Zawsze wszystkich i siebie oszukiwałam - po prostu chciałam czuć zimno, nie ciepło. W pokoju wyłączone kaloryfery, kiedy rodzice już zasnęli...
Chciałabym zawsze czuć takie zimno. Władać takim zimnem, nie potrzebować ukrywania się w krzakach, by jak jakiś dziwoląg kucać i dotykać dłonią zamarzniętego jeziora.
Pragnę być... władczynią lodu.
Nagle zachciało mi się spać, więc ułożyłam się w krzakach, nadal dotykając dłonią lód, ziewnęłam i zasnęłam.
Poczułam się, jakbym przenosiła się do innego świata...

Eee tyle, mam nadzieje, że ktoś zakuma po 1 rozdziale.
Ale wcześniej prolog według głównego bohateRA.

Chandelier,

niedziela, 22 marca 2015

Jesteś ateistą? O Ty satanisto!

Willkommen.
A tak. Zmieniłam powitanie, ale tylko tutaj. "Hallo!" pozostanie przywitaniem na blogu o MSP.
Z "Willkommen" (niem. Witaj) będzie poważniej. W końcu na tym blogu mogę pokazać siebie - od innej strony.
Połowa osób, pewnie nie wie kto teraz pisze. Niemieckie powitanie, jejku... Już wiesz?
Tak, Emila. Nie Malina - Malina na MSP.

Dobra, koniec tego dennego przywitania.
Co u mnie?
Nic.
Nic, czyli nic ciekawego do opowiadania (a raczej nie chcę pisać, co i jak). Ogólnie, pomijając, że nie chcę pisać jakie wydarzenia się zdarzyłg - jest już OK u mnie.
W sumie to tyle.
Jutro mam sprawdzian z niemieckiego, 3majcie kciuki.

Jakby ktos zauważył - pierwszy normalny post od Emilii. Drugi (a raczej seria) już jest w przygotowaniu.
Jezus, ale przedłużam.
Zacznijmy.
Bo to w sumie tyle z informacji, które chcę Wam przekazać.

A jaki temat poruszę dzisiaj, po raz pierwszy?

A no... Jak widać...

x: Jestem ateistą.
y: Precz satanisto!

Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja już słyszałam gdzieś te zdanie. Wypowiedź Y. Ale nie - nie było one wypowiedziane do mnie.
A gdzie słyszałam? A no szkoła, ulica... Te zdanie można wszędzie usłyszeć.
Taka prawda.
X wyjawia, że jest osobą niewierzącą. A reakcja Y, sami widzicie. Y uznała X za satanistę.
A czemu?

Bo jest niewierzący.

Zabawne.
Oskarżanie kogoś o bycie satanistą, gdy osoba nie wierzy w nic, kompletnie nic - jest to... Nielogiczne? Oskarżyciel nie wie co mówi.

Więc... Zanalizujmy tą sytuację!

X nie wierzy w nic, a Y uważa, że osoba ta - jest satanistą. Zero myślenia.
Jak to, zero?
A no tak to. Przecież satanizm (grr, ciarki mi przechodzą) to w końcu też jakaś wiara... (ja jej nie popieram [jestem katoliczka, jak pewnie większości czytelników], ale no - każdy wierzy w co chce, więc trzeba to uszanować...)
A ateizm?

Ateizm to... Wiara (?) w nic. Bycie niewierzącym, czyli w nic nie wierzymy. Ateiści nie uważają danych bogów, za coś w co można wierzyć. Ateistom to nie pasi - po prostu mają inne poglądy. Są przez to dyskryminowani. A przez kogo? Przez osoby wierzące - a jak - które nie mogą w to uwierzyć, że ateiści istnieją. Bo przecież wszyscy musimy wierzyć w Boga! Nie. Nie wszyscy. Każdy maluje swoją drogę, i jak sobie ją umaluje - to już jego sprawa, i lepiej się nie wtrącać. I oskarżać o satanizm.
Noi trzeba to uszanować, a nie...

Tak samo, jak subkultura metalowców, rockowców, czy też punkowców - oni - nawet jak są wierzący - są oskarżani o bycie satanistami, bo słuchają cięższego brzmienia, bo teksty są o religii (NIE ZAWSZE! UWIERZCIE - TEKSTY Z MUZYKI ROCKOWEJ, METALOWEJ I PUNKOWEJ SĄ MĄDRE [nie wszystkie, ale w większości]) - i co z tego wynika? Oczywiście! Satanista! Ups, odbiegłam.

Podsumowując mój post:

Uszanujmy to, że jakaś osoba nie wierzy w nic.
Ona też jest osobą.
Co z tego, że ma inne poglądy i jest niewierząca?
Uszanujmy to.
Nawet jak kiedyś wierzyła - po prostu zmieniła swoje ideę.
Uszanujmy, bo możemy przez dyskryminowanie, oskarżanie - możemy zwyczajnie ucierpieć.

Jak Kuba Bogu, tak Pan Bóg Kubie.

Koniec.
Pozostawcie komentarz wraz z opinią posta.
Tschüs!