wtorek, 10 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry "Słodki Flirt" - Rozdział 1

Hej, i w ogóle.
Dosłownie NIGDZIE nie pisałam.
Przez anime i fejsa, i szkołę. I sekcję.
Przepraszam.
Pocieszę Was opowiadaniem, na które mam straaasznie wenę. Czytałam takich dość dużo.
Jest ono na podstawie gry "Słodki Flirt" - Karola kiedyś ją opisywała.
Mam nadzieję, że się spodoba...

Rozdział 1
Czy oni mnie zaakceptują?
Rodzice oczywiście musieli pojechać wspólnie na delegację, zostawiając mnie pod opieką ciotki. A raczej wróżko-ciotki, na to wygląda. Po prostu zawsze ubiera się jak wróżka ze skrzydełkami. I znika w kilku sekundach. Nawet nie wiem, czy pod jej opieką, czy swoją własną. Bo ciocia Agata ma do mnie tylko "wpadać" raz na tydzień. Przewiduję to na 5 minutowe odwiedzenie mnie i wyjście. Eh.
Zresztą, jestem samodzielna.
Tak prawie.
No, potrafię się umyć, zrobić coś do jedzenia (albo pójść do jakieś budki z fast-foodem), przygotować ubranie i pościelić łóżko. Raz na jakiś czas (czytaj: miesiąc) posprzątać. A to już coś, prawda?
Level sam się nie wbije w grze. Rodzice tego nie rozumieją, albo starają się nie rozumieć. Wirtualny świat jest dla mnie odpoczynkiem, relaksem, drugą rzeczywistością. Jest mega. A oni zabrali mi na czas tej delegacji cały mój sprzęt. Prawie uciekłam z domu, tak mnie to wkurzyło. No nic. Jakoś wytrzymam, może poznam jakąś osobę, która też lubi koxić w gry.
Jeśli mnie zaakceptują...
Zresztą, nie jestem jakaś nienormalna. Włosy brązowe, w dotyku jak siano, długie. Mała, wąska twarz, mały nos, wąskie usta. Kształty jakieś tam mam, nie powiem, nie jestem "deską". No i jestem niska. Ah. Oczy. To przez nie mogą mnie nie zaakceptować. Fioletowe, duże. I tak zbytnio nie patrzę się w czyjeś paczadła, ziemia jest chyba ciekawsza. W mojej poprzedniej szkole - na szczęście - zostałam zaakceptowana. Przez większość. Ale w tej? Jedynym moim aktualnym oparciem jest Kim.
Kim...
Jak bardzo się zmieniła? Zawsze była zbuntowaną z lekka dziewczynką, która olewa oceny. Ale w środku była wrażliwa. Byłyśmy, no i chyba nadal jesteśmy - najlepszymi przyjaciółkami w gimnazjum. Mam nadzieję, że ją tam kiedyś znajdę.
Rozmyślałam tak sobie, jadąc z ciotką do mojego nowego domu.
Wyjrzałam przez okno. Normalne miasteczko, nic niezwykłego. Podobno jakaś ogromna ta szkoła, rodzice nie chcieli odpuścić. Druga wada mieszkania samej.
Chyba sobie poradzę... Ubrania jakieś tam mam. Nie zależy mi na nich. Najczęściej ubiorę jakąś dużą bluzę, rurki i trampki. Włosy zostawiam rozpuszczone, czasami rozczesuję (jeśli długo gram w nocy). Jednak teraz chyba nie będę ich rozczesywać, bo nie ma potrzeby. Nie lubią się plątać.
-Eliziu? - usłyszałam słodki głosik mojej cioteczki. Grr, najgorsze przezwisko na świecie. Zmusiłam się na miły ton, tak mnie wkurzyło to przezwisko. Zawsze mnie tak wkurza.
-Nie mów do mnie Eliziu, ciociu. Słucham? - odparłam, wyjmując jedną słuchawkę z ucha. Zawsze słucham muzyki. (Od autorki: Nie będę pisała, kiedy Elisabeth słucha muzyki. Jeśli wyjmie słuchawkę/obydwie, to znaczy, że muzyki słuchała. Albo wtedy, kiedy czegoś nie słyszy.)
-Eliziu, już jesteśmy przed Twoim nowym domem. - Odpowiedziała ciotka. Eh. Jednak nigdy nie zmieni przezwiska. Trudno.
-Dzięki. - spakowałam słuchawki i telefon do torby, wyjęłam walizkę z bagażnika (nie potrzebuję wielu rzeczy, zachowuję się prędzej jak chłopak...) i podeszłam do miejsca, gdzie siedziała Agata, by dać jej całusa w policzek. - Cześć, ciociu! - pożegnałam się i pobiegłam, nie oczekując od mojej ciotki odpowiedzi.
-Do widzenia, Eliziu! - Jednak usłyszałam odpowiedź za sobą. Ma się dobry słuch, jeszcze.
I samochód za mną odjechał, dosłyszałam też i to. A sama stałam wpatrzona w mój nowy dom.
Niezbyt duży, jednopiętrowy. Dach w stylu normalnego domu na wsi. Ściany ozdobione w różne rzeźby i takie tam. Zawijasy. Styl barokowy. Ładne, wręcz niesamowite, barokowe schody. Z zewnątrz wyglądał dom wręcz jedwabiście. Rodzice wiedzieli, co uwielbiam. Jestem skromna, ale dla wyjaśnień - moi rodzice są bogaci.
Weszłam powoli do domu, ciesząc się widokiem. Otworzyłam wysokie, również ozdobione, drzwi.
Duży przedpokój, prowadzący na wprost do salonu. Po bokach kuchnia, łazienka, pokój gościnny i mój własny pokój. Wszystko w moim stylu. Ulubiony kolor - lawendowy - pojawiał się prawie wszędzie, do tego czarny, szary i biały. Matko, zakochałam się w tym domku.
Byłam zmęczona, w końcu wybiła już godzina 23. Szybko umyłam się (w końcu trzeba jakoś wyglądać w 1 dzień szkoły), zjadłam kolację, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Nic nie rozpakowałam.

*******

Następnego dnia obudziłam się o 6.00 rano, nie potrzebuję wiele snu. Wzięłam zimny prysznic, zjadłam baaardzo powoli śniadanie, ubrałam się w byle co, według przysłowia: "pierwsze lepsze" i usiadłam na sofie w salonie czytać książkę. O 7.45 w popłochu wyszłam z domu, oczywiście, spóźniłam się. Jaka ja mądra... Wszystkie lekcje w tym liceum zaczynają się zawsze o 7.30, tak mi powiedziała Kim.
Wiedziałam gdzie jest szkoła, bo patrzyłam w domu w Internecie na mapie Google.
Weszłam na dziedziniec tej ogrooomnej szkoły.
Nikogo na razie nie spotkałam, a wręcz musiałam kogoś spotkać.
Pospacerowałam sobie trochę, aż w końcu zauważyłam czerwonowłosego chłopaka. Od razu rozpoznałam, że to buntownik. Czarna kurtka, logo grupy rockowej, której czasami słucham, i czarne spodnie. Ogólnie chyba jeździ na motorze i lubi się nabijać z innych. Czekałam, aż podejdzie. Wiedziałam, że tacy jak on nic ci nie powiedzą, jak sam ich zauważysz. Oni muszą to zrobić pierwsi.
Podszedł.
Podniosłam wzrok. Ujrzał moje fioletowe oczy i się nie zdziwił. Wygryw.
-... Cześć? - powiedziałam normalnym głosem.
- Nowa, czy spóźnialska? - odpowiedział, nawet nie witając się.
- I tak się nie dowiesz... Przypuśćmy, że jestem Elisabeth Cour i szukam kogoś, kto by pomógł mi ogarnąć te dokumenty i inne niepotrzebne pierdoły.
-Dobrze, panno Elisabeth, proszę się udać do sali... - zaczął udawać czyiś poważny, zarozumiały ton, przez co wybuchłam śmiechem. - Kastiel, nie pomogę Ci, idź do Srajtanielka w pokoju gospodarzy. Jak wejdziesz, pierwsze drzwi na prawo.
-Srajtanielek? Chyba Natanielek, jeśli Kim mi dobrze mówiła... - powiedziałam wpół zamyślona a wpół roześmiana.
-Kim? - zauważyłam w oczach chłopaka błysk. 
-Co jest? To moja najlepsza przyjaciółka. Twoja dziewczyna, czy coś?
-Taa... Wynocha już. - nagle stracił humor i prawie zwalił mnie z ławki.
-Ciota. - powiedziałam na odchodnym i udałam się do drzwi szkoły.
Otworzyłam je, i oczywiście... się wywaliłam. Chyba to jednak ja jestem ciotą.

Na razie tyle, mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Czandelier,
Sraniacz

6 komentarzy:

  1. Sraniaczku xD
    Ciekawe!
    Czekam na 2 rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, Laq! <;
    KJEDY DRÓGI ROZDZIAU? ♥

    ~ Tyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :) Zapraszam na mojego nowego bloga:
    opowiadanie-winx-wlasna-historia.blog.onet.pl
    Było by mi bardzo miło gdybyś poświęciła chwilkę i na niego zajrzała. Jeśli nie to bardzo przepraszam za spam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na mojego Bloga
    http://slodkiflirtopowdania.blogspot.com/

    Naprawdę Super Opowiadania!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,zapraszam na mojego bloga miedzydniemanoca.blogspot.com ! Dopiero zaczynam przygodę z pisaniem i liczę na wasze wsparcie :D Piszcie w komentarzach swoje blogi, napewno zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń