piątek, 27 marca 2015

Konnichiwa, watashi wa Suzan desu!

Czyżby nowa osoba? 
Czyżby ktoś z Abieski?
Czyżby brunetka o brązowych oczach interesująca się Japonią? 
A, owszem. Cześć! 

Jak widać, jestem nową redaktorką na tym blogu. Na imię mi Zuzia, a pseudonim w internetach to Zue, Anae, Zu. Mam 12 lat, lubię malować, rysować, szkicować, śpiewać, blogować, oglądać anime, czytać mangi, pisać opowiadania. Mam wiele zainteresowań, a jednym z nich jest kultura Kraju Kwitnącej Wiśni. 
Jestem dosyć nieśmiała, ale jak już kogoś poznam, chętnie z nim rozmawiam. Staram się być przyjacielska, miła, spostrzegawcza... Jestem pechowcem i perfekcjonistą. 
Nie będę się rozpisywać, ponieważ większość z was zna mnie z abieski-wariatki-i-msp. Jeśli nie - zapraszam na posta o mnie : >KLIK<

Do Strefy kreatywności i niezależnej wyobraźni zaprosiła mnie Wiktoria, za co bardzo jej dziękuję. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać innym redaktorom! 

Na tym blogu pisać będę m.in. o sytuacjach wziętych z życia, czasem może będę opisywać ciekawe dni z mojego życia, może będę dodawać moje zdjęcia (nie mojej osoby, tylko zrobione przez moją osobę.), na pewno napiszę jakieś opowiadanie, ponieważ kocham je pisać. 

Więc... no, cóż, co by tu jeszcze napisać? Może dodam piosenkę, którą U-BÓS-TWIAM? (jeśli źle przedzieliłam to się nie czepiajcie) Ok, spoko, oto ona - opening do anime Amnesia oraz opening do Inu x Boku Secret Service (jestem na drugim odcinku, ale początkową piosenkę kocham)



No, więc... dam jeszcze Marsów, a co. 


Do or Die. ♥ 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To by było na tyle. W tym tygodniu na pewno pojawi się jakiś post (prawdopodobnie w sobotę, bo w niedzielę jadę na koncert). Albo w poniedziałek, ale jeszcze zobaczę. 
Mam nadzieję, że ciepło mnie przyjmiecie na blogu. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę tu pisać. 
Także...

Do następnego posta, sayonara! 


czwartek, 26 marca 2015

Prolog #1: Sen? - "Urodzić się, by umrzeć"

Hej!
Wybaczcie, że nie pojawił się od dawna ani prolog, ani 1 rozdział nowego opowiadania, ale zagubiłam się w hińskim mango, jutubie i braku weny. Przepraszam.
Wstawiam tutaj trochę krótki prolog, który nic na razie nie wyjaśni, ale póóóóóóóóóóóóóóóóóóóóźniej (czytaj: za kilkadziesiąt [?] rozdziałów) wszystko się wyjaśni, jak ktoś będzie o tym pamiętam.
No i prolog dla bohateRKI. 
Zapraszam!

Wreszcie dzwonek kończący lekcje, ugh.
Koniec na dzisiaj wyzwisk, jakie masz długie, czarne jak smoła włosy, i prawie białe oczy. No i cera podobna do takiej, jaką mają wampiry. "Dziwactwo! "Wampir, który ma jakąś dziwną rasę i przez to ma inny kolor oczu niż czerwony!" "Pewnie wysmarowała czymś czuprynę, znowu!" - zaczepki na poziomie dziennym. Nikt nie zrozumie, że Twoi rodzice dali Ci tak dziwne geny, że nie powinno się oceniać po wyglądzie, nawet ładnym - w mniemaniu chłopców, kiedy dziewczyny nie słyszą. 
A teraz wyobraź sobie, że olewasz to wszystko i idziesz nad wodę, zimą.
Genialnie jak dla mnie.
Nie noszę jakiś zimowych ubrań w stylu futro tygrysa i czapka uszatka, nawet, gdy jest około -20 stopni. Jest mi ciepło już w normalnej kurtce, dlatego ubieram wiosenną. Rodzice uznali, że to kolejny skutek wybuchowego połączenia ich genów i pozwoli mi się tak ubierać. 
Nie obchodzi mnie zdanie innych, mimo, iż gapią się na moją osobę jak na przybysza z obcej planety.
No, trochę, bardzo... najbardziej. Jestem chyba najwrażliwszą osobą na świecie. Łez nie widać na mojej twarzyczce, na szczęście, bo płaczę codziennie, po szkole. Mimo to, nigdy się nie zmienię. Albo to oni oswoją się kiedyś z moim wyglądem, albo będę ciągle płakać, niby będąc obojętną na kpiny.
Szybciej, szybciej...
Czemu się spieszę? Nie chcę  spojrzeń ludzi, tych szeptów za plecami? Nie powinnam się tym przejmować, to tylko płytkie słowa. Eh, i tak będę płakać, więc lepiej się jeszcze bardziej pospieszę...
Wreszcie jezioro, całe zamarznięte. W lecie nie wygląda dla mnie przekonująco, ale w zimie, kiedy w krzakach mogę dotknąć tej zimnej powierzchni, co jest zbawieniem...
Podeszłam szybko, niby do ławki, odłożyłam torbę, a kiedy nikt nie patrzył, zbliżyłam się do jeziora, przez krzaki. Kucnęłam i wdychałam świeże powietrze, które tak uspokajało moje myśli. A teraz się napatrzę. Ta biel, zbliżona do bardzo jasnego błękitu, jest moim ulubionym kolorem. Otwartymi szeroko oczyma, zresztą o takiej samej barwie jak ona sama, patrzyłam na wodę. Piękna, krystaliczna biel...
Jeszcze bardziej przybliżyłam się do jeziora, jak jakaś zahipnotyzowana. Delikatnie dotknęłam jedną dłonią zimnej powierzchni, uwielbiałam brak ciepła. Eh, nie odczuwałam ciepła bez kurtki. Zawsze wszystkich i siebie oszukiwałam - po prostu chciałam czuć zimno, nie ciepło. W pokoju wyłączone kaloryfery, kiedy rodzice już zasnęli...
Chciałabym zawsze czuć takie zimno. Władać takim zimnem, nie potrzebować ukrywania się w krzakach, by jak jakiś dziwoląg kucać i dotykać dłonią zamarzniętego jeziora.
Pragnę być... władczynią lodu.
Nagle zachciało mi się spać, więc ułożyłam się w krzakach, nadal dotykając dłonią lód, ziewnęłam i zasnęłam.
Poczułam się, jakbym przenosiła się do innego świata...

Eee tyle, mam nadzieje, że ktoś zakuma po 1 rozdziale.
Ale wcześniej prolog według głównego bohateRA.

Chandelier,

niedziela, 22 marca 2015

Jesteś ateistą? O Ty satanisto!

Willkommen.
A tak. Zmieniłam powitanie, ale tylko tutaj. "Hallo!" pozostanie przywitaniem na blogu o MSP.
Z "Willkommen" (niem. Witaj) będzie poważniej. W końcu na tym blogu mogę pokazać siebie - od innej strony.
Połowa osób, pewnie nie wie kto teraz pisze. Niemieckie powitanie, jejku... Już wiesz?
Tak, Emila. Nie Malina - Malina na MSP.

Dobra, koniec tego dennego przywitania.
Co u mnie?
Nic.
Nic, czyli nic ciekawego do opowiadania (a raczej nie chcę pisać, co i jak). Ogólnie, pomijając, że nie chcę pisać jakie wydarzenia się zdarzyłg - jest już OK u mnie.
W sumie to tyle.
Jutro mam sprawdzian z niemieckiego, 3majcie kciuki.

Jakby ktos zauważył - pierwszy normalny post od Emilii. Drugi (a raczej seria) już jest w przygotowaniu.
Jezus, ale przedłużam.
Zacznijmy.
Bo to w sumie tyle z informacji, które chcę Wam przekazać.

A jaki temat poruszę dzisiaj, po raz pierwszy?

A no... Jak widać...

x: Jestem ateistą.
y: Precz satanisto!

Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja już słyszałam gdzieś te zdanie. Wypowiedź Y. Ale nie - nie było one wypowiedziane do mnie.
A gdzie słyszałam? A no szkoła, ulica... Te zdanie można wszędzie usłyszeć.
Taka prawda.
X wyjawia, że jest osobą niewierzącą. A reakcja Y, sami widzicie. Y uznała X za satanistę.
A czemu?

Bo jest niewierzący.

Zabawne.
Oskarżanie kogoś o bycie satanistą, gdy osoba nie wierzy w nic, kompletnie nic - jest to... Nielogiczne? Oskarżyciel nie wie co mówi.

Więc... Zanalizujmy tą sytuację!

X nie wierzy w nic, a Y uważa, że osoba ta - jest satanistą. Zero myślenia.
Jak to, zero?
A no tak to. Przecież satanizm (grr, ciarki mi przechodzą) to w końcu też jakaś wiara... (ja jej nie popieram [jestem katoliczka, jak pewnie większości czytelników], ale no - każdy wierzy w co chce, więc trzeba to uszanować...)
A ateizm?

Ateizm to... Wiara (?) w nic. Bycie niewierzącym, czyli w nic nie wierzymy. Ateiści nie uważają danych bogów, za coś w co można wierzyć. Ateistom to nie pasi - po prostu mają inne poglądy. Są przez to dyskryminowani. A przez kogo? Przez osoby wierzące - a jak - które nie mogą w to uwierzyć, że ateiści istnieją. Bo przecież wszyscy musimy wierzyć w Boga! Nie. Nie wszyscy. Każdy maluje swoją drogę, i jak sobie ją umaluje - to już jego sprawa, i lepiej się nie wtrącać. I oskarżać o satanizm.
Noi trzeba to uszanować, a nie...

Tak samo, jak subkultura metalowców, rockowców, czy też punkowców - oni - nawet jak są wierzący - są oskarżani o bycie satanistami, bo słuchają cięższego brzmienia, bo teksty są o religii (NIE ZAWSZE! UWIERZCIE - TEKSTY Z MUZYKI ROCKOWEJ, METALOWEJ I PUNKOWEJ SĄ MĄDRE [nie wszystkie, ale w większości]) - i co z tego wynika? Oczywiście! Satanista! Ups, odbiegłam.

Podsumowując mój post:

Uszanujmy to, że jakaś osoba nie wierzy w nic.
Ona też jest osobą.
Co z tego, że ma inne poglądy i jest niewierząca?
Uszanujmy to.
Nawet jak kiedyś wierzyła - po prostu zmieniła swoje ideę.
Uszanujmy, bo możemy przez dyskryminowanie, oskarżanie - możemy zwyczajnie ucierpieć.

Jak Kuba Bogu, tak Pan Bóg Kubie.

Koniec.
Pozostawcie komentarz wraz z opinią posta.
Tschüs!

piątek, 20 marca 2015

Przeprosiny i pytanie

Hej!
Przepraszam, że przez te kilka dni, począwszy od wtorku, aż do teraz, nie było opowiadania. Otóż obejrzałam w tym czasie 2 anime, nie miałam weny i musiałam pouczyć się na kangura... Bywa.
Gdyby ktoś pytał o anime - Amnesia (nie polecam... ale opening i ending mi się bardzo spodobał, tak samo jak soundtracki) i Inu x Boku Secret Service - na początku wydaje się puste i śmieszne, dopiero na końcu nabiera sensu. Obydwa to romans i fantasy, ale pierwsze jest (chyba) dramatem i haremem, a drugie jest komedią, heheszki.

No, tyle, nie umiem się rozpisywać, widzicie ten brak weny, nie?
Ah, pytanko.
Coraz bardziej ciągnie mnie do opowiadania fantasy, z aniołami itd., jeszcze nie wiem w jakim świecie. Może byłoby trochę romansu, ale to później, dużo akcji i duużo emocji głównej bohaterki. Chyba będzie to jakaś grupka stworzeń, przyjaciół, walczącym przeciwko czymś tam. Jeszcze nie wiem. Najchętniej to tworzę sobie takie urywkowe scenki, punkty kulminacyjne, mraw <3
Chcielibyście takie opowiadanie?
Miałoby nazwę... jeszcze nie wiem. 
Dużo tajemnic głównej bohaterki, nieoczekiwane zwroty akcji i dialogi. No i akcja, walka, chyba będzie... ćsi, zrobię jeszcze spojler.

To jak?
Proszę, odpiszcie mi w komentarzach.

Chandelier,

poniedziałek, 16 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - rozdział 6

Hej!
Jak zwykle tego posta piszę późno, więc nie będzie jakiegoś dużego wstępu przed opowiadaniem...
Eee...
Zaczynamy!

Rozdział 6

Dyrektorka biegła w naszą stronę, jakby stado krów ją goniło, czy coś w tym stylu. Nie wyglądało to dobrze. A my sobie staliśmy i patrzyliśmy na to spokojnie.
-No co tu tak stoicie! Elisabeth, proszę poszukać Kiki! Inaczej zostaniesz po lekcjach! - wydusiła bardzo wkurzona. No super, oczywiście JA muszę to zrobić.
-A Sucrette nie może się tym zająć? - spytałam z nadzieją.
-Właśnie! Ostatnio nieźle nabroiła, nie potrafi się wysłowić - dyrektorka zmieniła zdanie i wróciła z powrotem do szkoły.
Odetchnęłam z ulgą.
-Już myślałam, że będę musiała się zająć dyrektorką i jej pieskiem, zapewne malutkim, aroganckim i piskliwym - powiedziałam.
-Mogłaś się tym zająć, a nie zwalać winę na biedną Sucrette! - oskarżył mnie Armin.
-Eee? Czy ty jej przypadkiem nie bronisz? - przekrzywiłam głowę.
-Po prostu jest taka słodziutka, a wiesz jakby wyglądała w jakimś cosplayu! - rozmarzył się.
-To zobaczysz ją w akcji, jak goni za malutkim, upierdliwym psem! - powiedziałam obrażona.
-Elisa, i tak powinnaś przyjąć te polecenie, a nie zwalać je na kogoś innego. Teraz na pewno Sucrette Cię już nienawidzi - pouczył mnie i Lysander. Kurde, nie chciałam tylko gonić za psem...
W odpowiedzi wywróciłam tylko oczami, ponieważ zadzwonił już dzwonek. Zeskoczyłam z murka, zarzuciłam torbę na ramię i udałam się w stronę sali lekcyjnej. Oczywiście musiałam minąć całą czerwoną Su, która już nie ukrywała swojej nienawiści do mnie. Gdyby wzrok zabijał, musiałabym mieć już załatwiony pogrzeb.

Po lekcji (była to ostatnia w tym dniu) udałam się na dziedziniec. Nie miałam co robić, więc wyjęłam podręcznik do chemii i zaczęłam się uczyć. Kilka razy, wychylając się znad książki, widziałam biegnącą w tę i z powrotem Su. Rozbawiło mnie to i poprawił mi się humor. Nie jestem jednak jedyną osobą, która przesiaduje na dziedzińcu - po przeczytaniu kilku rozdziałów zjawił się Kastiel. Jak gdyby nic usiadł sobie obok mnie, ale nie zaglądał do podręcznika.
Nienawidzę się uczyć, gdy ktoś mi się przygląda, albo siedzi obok mnie. Wkurzona zamknęłam książkę i powiedziałam:
-Po co pan tu przyszedł, panie Kastielu?
-A co, rozkojarzyłem Cię? Fajne są widoki, jak Su gania - odpowiedział. 
-Nie umiem się uczyć, gdy ktoś mi się przygląda... Aż tak krótkiej spódniczki nie ma, nie licz na to. Chyba jednak ma głowę na karku, niestety - powiedziałam zniesmaczona.
-A co, myślałaś, że tylko ty masz głowę na karku?
-Niektórzy nie mają szyi, i są ślepi. Jak Lysander.
-On nie jest ślepy, on ma dziurawą pamięć.
-Ty też masz coś z mózgiem. On ma tam dziury, a ty pustkowie.
-Haha, a ty same śmieci.
-Nazywasz naukę śmieciem?
-Chyba tak. Jeszcze podpiąłbym to pod Twój charakterek.
-Co w nim jest takiego złego?
-Uwielbiasz skupiać na sobie uwagę. Tylko Ty, żadna inna dziewucha, która nie jest z Tobą zaprzyjaźniona. Zastanawiam się nawet, czy nie jesteście z Su bliźniaczkami, ale...
-Ale? Moim zdaniem ja mam coś w mózgu, a ona nie.
-Ale Tobie brakuje urody - zakończył dyskusję Kastiel.
-Zawsze gadasz takie komplementy? Dziwne, że nikt się nie rumieni - dorzuciłam na koniec.
Znowu Su wybiegła z budynku szkolnego, tym razem ruszyła w stronę Kastiela, a nie sali gimnastycznej.
-Ganiam za tym głupim psem, dyrektorka mi kazała... Masz jakiś pomysł? - spytała, dysząc.
-Ja nie mam pomysłów, ja mam tylko w głowie rzeczy, które są później wykonywane.
Ale nie zawsze mądre, dopowiedziałam sobie w myślach.
-Dasz jakiś przykład?
-A co będę z tego miał?
-Będę mogła spędzić z Tobą więcej czasu, a nie ganiać za tym psem? - matko, jaki słaby argument. Ale przy takiej dziewczynce każdy na to leci.
-Yh... Dam Ci parę psich ciasteczek, mówiłem już, że mam psa. Może coś to da - Kastiel chyba miał na razie dość tej rozmowy, kiedy siedziałam obok.
-Dzięki! - wzięła od niego ciasteczka, uśmiechnęła się słodko, wzięła głęboki wdech i pobiegła za tym psem. Gdyby była inną osobą, pewnie bym jej współczuła.
-Naprawdę, dała bardzo mocny argument - mruknęłam.
-Aj tam, wiesz, jakie są z tego korzyści?
-Wykorzystujesz ją - wywróciłam oczami.
-Nagle ją bronisz? Haha, no przestań.
-Nie bronię jej, to po prostu niesprawiedliwe.
Wkurzył się.
-Feministka - szybko zeskoczył z murka i poszedł bez pożegnania.
-Dupek! - odrzuciłam.

Następnego dnia Su była już spokojna, dla niej dobrze. Nie dla mnie. Na przerwie, gdy moi nowi przyjaciele musieli coś załatwić, podeszła do mnie i powiedziała:
-Fajnie się bawisz? Przez Ciebie musiałam ganiać po całej szkole i się bardzo przy tym zmęczyłam.
-Zasłużyłaś na to - prychnęłam. - Może się odchudzisz?
-Nie o to chodzi. Wiesz, to miało swoje zalety. Zdobyłam Twoje zdjęcie do legitymacji, skserowałam, a wcześniej pomazałam, żeby Cię ośmieszało. Powodzenia! - powiedziała z uśmieszkiem na odchodnym.
Jakie dziecko.
No cóż, nie będzie to dobry dzień dla mnie... masa wyjaśnień i innych takich.
A już myślałam, że problem będę miała z tymi lalkami. A tu proszę, inna laleczka. Bardziej zadziorna!

Znowu krótki rozdział, ale tak, muszę już iść.
Czandelier,

niedziela, 15 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - długi rozdział 5

Hej!
Przepraszam, że nie było rozdziału wczoraj, ale zagubiłam się w poleconym przez Zue anime - Sword Art Online. Nadal się w nim gubię, choć bo obejrzeniu OVA z Kamisamy Hajimemashity (eee yyy dźwig nie pytać) trochę mi przeszło. Dziewczyny muszą przyznać, że mają mnie dosyć. XD

Zaczynamy powalony, wyjaśniający wszystko rozdział 5!
<:

Rozdział 5

Patrzyła się na mnie nienawistnym wzrokiem, prawdopodobnie w tej chwili już mnie nie lubiła.
A mi tam to było obojętnie, jakaś nadęta laleczka z umalowaną buzią...
Podeszłam spokojnie do swojej ławki, rozpakowałam się i zajęłam swoje miejsce.
Przez całą lekcję nie rozmawiałam z nikim, skupiłam się na tym, co mówił nauczyciel. Nie miałam jeszcze tego, jednak okazało się, że było to banalnie proste. Już na lekcji odrobiłam pracę domową i słuchałam dalszych wyjaśnień nauczyciela.
Po lekcji podeszli do mnie Armin i Lysander.
-Elisabeth, możemy na chwilę? Chcemy coś Tobie wyjaśnić, bo jak widać, źle na to reagujesz. - powiedzieli razem.
-Ale co? - zdziwiłam się. Na nic źle nie reagowałam, o co im chodzi?
-Eh... przejdźmy do sali B - Armin pociągnął mnie za rękę i poprowadził do jednej z sal. Tam kazali mi pokornie usiąść w ławce, a oni tymczasem przyjęli pozę nauczycieli.
-O co chodzi? - spytałam.
-Otóż... o tą zazdrość, prawda? Źle się czujesz z tym, że "jesteśmy o Ciebie zazdrośni", prawda? Nie jesteśmy. Kiedy tak wywaliłaś się i zrobiłaś sobie coś kilka razy w jednym dniu, musieliśmy Cię pocieszyć. Oczywiście Armin wpadł na pomysł, żeby udawać zazdrość... Kompletny idiota, a przyjąłem propozycję. - wyjaśnił, uśmiechając się pod koniec Lysander.
-To było zabawne! - żachnął się Armin.
-Aha... Cieszę się się, że jednak nie jesteście na siebie źli. Śmierdziało mi to, że dwojga nieznajomych osób nagle jest zazdrosnych o mnie, przeciętną dziewczynę. Ale... możemy się zaprzyjaźnić? - spytałam.
-Tak, jasne! Nawet, gdy prawie w ogóle z Tobą nie rozmawiałem, widać, że masz podobne kręgi zainteresowań jak ja! - powiedział z dumą Armin. 
-Eh... Nie lubisz pisać wierszy czy coś, prawda? - rzekł zmieszany Lysander.
Bingo!
-Kiedy jestem przymulona po grach, czasami mnie coś natchnie. Dzisiaj w zeszycie na lekcji też napisałam jakieś głupoty. Chcesz... zobaczyć? - spytałam cicho.
-Oczywiście, chętnie zobaczę czyjąś twórczość - uśmiechnął się Lys.
Podałam mu zeszyt, otwierając go na ostatniej stronie. Wziął go ode mnie i zaczął czytać. Pod koniec widać było, że jest pod wrażeniem.
-Masz talent, nie ma co... To nie są głupoty - powiedział.
Armin uśmiechnął się do nas obojga.
-To co, przez ten tydzień olewamy Su i poznajemy... samych siebie? - powiedział zdumiony, ja też się zdziwiłam, że wymyślił coś tak... mądrego?
-Ta - odpowiedziałam krótko. - I tak nic do niej nie mam.

Tak jak sobie obiecaliśmy, przez calutki tydzień spędzaliśmy w trójkę ze sobą czas. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, nasze kręgi zainteresowań pokrywały się ze sobą. Ucieszyłam się na myśl, że będę mogła rozmawiać nie tylko z Kim.

Niestety, Sucrette musiała się kiedyś odezwać. Kiedy w piątkę, Kim, Kastiel, Lys, Armin i ja, siedzieliśmy sobie i dyskutowaliśmy na dziedzińcu, podeszła do Armina, uśmiechnęła się słodoko i zapytała:
-Jak się miewa gracz? 
-Ah, dobrze, bardzo dobrze. Też grasz w jakieś gry? - zapytał rozbawiony Armin.
-Tak, tak! Simsy! - pisnęła, chyba chciała się pokazać. Matko, gimnazjum...
-Eee... umiesz budować ładny, trzypiętrowy dom? Z basenem na piętrze, w środku? - Armin chyba prowadził śledztwo.
-Nie starczy mi kasy na aż tak duży dom, basenu... mogłabym spróbować! - uśmiechnęła się szeroko i stanęła w słodkiej, kuszącej (no, nie dla mnie) pozycji.
-Jest kod motherlode, po wpisaniu go masz 50000 kasy za darmo. Basenów też mógłbym Cię nauczyć, ale aktualnie gram w inną grę. Alice Mandess Returns, kojarzysz? - spytał z nadzieją, chyba było to ostatnie pytanie.
-Niestety, ale nie. Mogłabym poznać, To coś w stylu Simsów, nie? - odpowiedziała z powątpiewaniem.
-Mogłabyś sobie iść i wrócić do bawienia się lalkami? Tam się chyba odnajdziesz, tylko się magicznie zmniejsz! - nie wytrzymałam, baba mnie serio wkurzała. Gada bez sensu o simsach, uważając się za kurde...
-A ty powinnaś zmienić płeć! - odpowiedziała uszczypliwie, a przechodząc obok mnie, rzekła: - Armin i tak jest mój! - i pobiegła w stronę szkoły.
-Dziecko na długich nogach - określiłam swoje zdanie.
-Ładnych nogach, El, ładnych. Ładniejszych od twoich - powiedział Kastiel.
-J*b się, Kastiel. Ja przynajmniej nie bawiłam się lalkami w dzieciństwie, aż do teraz - odpowiedziałam.
-Ty chyba się nigdy nimi nie bawiłaś. Chłopczyca? - uśmiechnął się Lys.
-Chłopczyca w długich włosach, taa. Po prostu mnie to nie interesowało, okej? - miałam dosyć tej dyskusji.
-Co Ci szepnęła Su, jak przechodziła obok Ciebie? - powiedział rozmarzony Armin. Pewnie patrzył sobie na jej krągłości, niezbyt zwracając uwagę na to, co mówi. Dupek.
-Że Armin jest jej... WTF? - odpowiedziałam, oczywiście bez skrótu.
-Bo wyglądało, jakbyś była zazdrosna - rzekła Kim i zaczęła chichotać.
-No bez jaj! Znam Was dopiero tydzień, a Armin śmierdzi potem. Od początku - odpowiedziałam i ziewnęłam.
-Grałaś? - zapytał jak zwykle, bezsensownie, troskliwy Lysander.
-Nie mam sprzętu, zapomniałeś? Ah, przepraszam, ty o wszystkim zapominasz. Zgubiłeś, znowu, notatnik. Trzymaj. - uśmiechnęłam się i podałam mu notatnik.
-Ah, dzięki. Zaglądałaś? - spytał się trochę podenerwowany. Wkurzył by się na mnie, gdybym zaglądała, na pewno.
-Nie miałam nawet takiej ochoty... - spojrzałam na drzwi szkoły. - Dyrektorka... potrafi biegać?!
-Matko, tylko nie Kiki... - ziewnął Kastiel, a dyrektorka właśnie zmierzała w naszą stronę.

Miał byś długi, chyba jednak taki nie jest.
Przepraszam, muszę spadać.
Papa!

Czandelier,

sobota, 14 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - Rozdział 4

Hej!
Zapraszam już na 4 rozdział!











Rozdział 4

-Aaaaaaaaaaaaa! - krzyknęłam z bólu.
-Proszę Panią, niech pani pójdzie po lekarza! - powiedział głośno (on nie krzyczy!) Lysander.
Moja ciocia w 3 sekundy zwiała na korytarz. Tymczasem reszta mnie pocieszała, czy coś.
-Wszystko będzie dobrze, El... - mówiła Kim.
-Na pewno dasz sobie radę. - powiedział, uśmiechając się pół na pół Armin. Zawsze zabawny, nawet, gdy boli mnie jak cholera...
-Będę z Tobą. - rzekł zamyślony Lysander. Wtf?
Lekarka zjawiła się po kilku minutach. Kazała wszystkim się wynosić i coś tam mi zrobiła z nogą. Po kilkunastu minutach znowu miałam gips.
Na koniec spytałam się lekarki:
-Czy i tak dzisiaj będę miała wypis?
-Tak, tak. Wieczorem.
Była 14.00. Wytrzymam.

Od razu, jak lekarka wyszła, zjawiła się znowu cała ekipa.
-Wszystko dobrze? Elizabeth? - Armin, Kim i ciocia Agata rzucili się na mnie. Lysander patrzył się z boku zamyślony.
-Wszystko, wszystko... dzisiaj wieczorem mam wypis.
Nagle cioci Agacie zadzwonił telefon, a Kim dostała esa.
-Muszę spadać! - powiedziały jednocześnie i wybiegły z sali. Dziwny przypadek, naprawdę.

Siedziałam na łóżku i popatrzyłam się na chłopców. Byli "niby" zaprzyjaźnieni. Siedzieli w dość dużej odległości od siebie i patrzyli się na mnie.
-No co? Nie przyjaźnicie się? - powiedziałam zaskoczona.
-To znaczy... przyjaźnimy... ale... od kiedy pojawiłaś się ty... to tak jakoś... - wyjąkał Armin. Chyba nie potrafi kłamać. Obydwoje zarumienili się po czubki uszu.
-Rozdzielam ludzi? Matko... - byłam zła na siebie.
-Nie, nie, o to chodzi... - powiedzieli jednocześnie.
-O co? - zapytałam z ciekawością.
-Obydwoje się martwimy o Ciebie, i chyba niedługo się sami zabijemy przez tą troskę. - wydukał Armin.
-Chwila... co? Znacie mnie jeden dzień. - powiedziałam zaskoczona na maksa.
-No... ale jesteś ciekawa. - popatrzył się na mnie z uśmiechem Lysander.
-Taa, a ty masz: białe włosy z zielonymi końcówkami, jedną zieloną, drugą złotą tęczówkę, i ubierasz się w wiktoriańskim stylu. Mi tam się to podoba, ale czy ty nie jesteś... ciekawszy? Ja mam tylko fioletowe oczy. - wydusiłam.
-Haha, chodziło mi o charakter. - odpowiedział.
-A ja jestem nudnym graczem, i nie wyglądam jak gracz. - powiedział sztucznym, obrażonym tonem Armin.
-Nie wyglądasz?! Ubierasz się byle jak, nic Ci nie pasuje. Włosów nie układasz i gapisz się albo w ekran gry, albo w okno. I nie jesteś graczem, kolego?! - prawie krzyknęłam z oburzenia.
-Woo, widzę, że ktoś tu umie odczytywać z ludzi jak z obrazka. - uśmiechnął się Armin.
-Zapomniałaś dodać, że patrzy się też za Elizabeth. - mruknął złośliwie Lysander.
-A ty nie? O czym jest niby Twoja najnowsza piosenka?
-Spokój do cholery! O co Wam chodzi? Znacie mnie jeden dzień, a już jesteście zazdrośni i się wydurniacie.
-Właśnie nie wiem. Jesteś przecietną dziewczynką, tylko że playerką i taką zamyśloną... - powiedzieli Armin i Lysander. O tej "playerce" dorzucił Armin, a o "takiej zamyślonej" - Lysander.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Chciało mi się spać.
-Ej, chłopcy, weźcie już idźcie, spać mi się chce. Teraz w dupie mam maniery, jesteśmy w szpitalu. - powiedziałam i ziewnęłam.
-Już dobrze... - rzekł zamyślony Lys i pożegnał mnie, całując w rękę. Z innej epoki...
-To cześć! Niestety nie będziesz mogła pograć, no trudno. - uśmiechnięty Armin dotknął mojego ramienia i wyszedł.

WTF?
Czy oni są o mnie zazdrośni?
Po pierwszym dniu?
Jestem najbardziej przeciętną osobą w ich klasie. Nie wiem, jakiś przyciągający charakter?
Chyba tak...
W gimnazjum...
Nieświadomie podrywałam chłopaków i również łamałam im serca tym sposobem. Dowiadywałam się tego dopiero od Kim. Jestem jakaś dziwna, czy coś?
Jeszcze nigdy się nie zakochałam i nie mam tego w planach.
Aaaa, pod tą kołdrą można by tak jeszcze bardziej się skulić...
Zasnąć...

Oczywiście, że zasnęłam.

**********

Obudzili mnie o 19.00 i zaprowadzili do domu. Tam ciotka się mną opiekowała, a ja zainteresowana niczym zasnęłam na kanapie. Super.

**********

Wstałam o 7.00 i razem z tymi cholernymi kulami przygotowałam się do szkoły. Lysander i Armin zrobili za mnie lekcje, podobno Armin to ścisłowiec (w co nie wierzę), a Lysander humanista (już bardziej). Powoli udałam się do szkoły.
Cóż za zaskoczenie, że spotkałam Kastiela na dziedzińcu!
-Panno z temblakiem! - krzyknął, a ja powoli podeszłam do niego.
-Czego, panie z kolorową fryzurką? - fuknęłam, udając obrażoną.
-Niczego, rozumie pani, NI - CZEGO! - powiedział, akcentując te 2 sylaby.
-Eh... jak tam w tej szkole? Nie było mnie jeden dzień. - mruknęłam.
-Doszła jakaś ciota do naszej klasy, co lata za wszystkimi chłopakami i podlizuje się każdej dziewczynce. Niezła konkurencja, Elizabeth! - rzekł, uśmiechając się szeroko.
-Przepraszam, czy ja się do Ciebie przystawiam? - spojrzałam z góry.
-Haha, na to wygląda. Na pewno do Lysanderka, nieprawdaż? - zaczął się śmiać.
-To oni lgną do mnie, a nie ja do nich, panie rudzielcu. - usprawiedliwiłam  się.
-Ta Su też tak mówi, jesteście bardzo podobne! - śmiał się już do rozpuku.
-Mhm, i na pewno ma też gips na nodze. - mruknęłam pod nosem.
-Na razie nie ma. Zapewne jutro sobie zrobi. - śmiał mi się w twarz.
-O matko, idę sobie, bo zniszczę piękną aurę pańskiego jakże anielskiego humoru. - odwróciłam się i poszłam.
-Nie jestem aniołem, mówię Ci! - wyraźnie mu się humor zepsuł.
Hehe.

Otworzyłam drzwi do szkoły.
No, prawie.
Pomógł mi w tym Lys.
-Serio? Czemu musisz mi ciągle pomagać? - uśmiechnęłam się.
-Bo byś nie dała rady, widziałem. - powiedział zmieszany.
-Oj tam. Słyszałeś o tej Su? - zaczęłam temat.
-Tak, całkiem miła dziewczyna, tylko całkowicie rozgadana i nie zna się na tym, co ja lubię. - popatrzył się na mnie z ukosa i również się uśmiechnął.
-Podobno lata za wszystkimi i się podlizuje. Relacjonuję reakcję Kastiela. - powiedziałam.
-I chyba ma rację, zresztą, zdarza mu się to baaardzo często. Chodź już. - poprowadził mnie w stronę sali biologicznej.
Znowu otworzyłam drzwi, tym razem sama.
I kogo zauważyłam?
Sucrette.
Piękne, brązowe włosy. Kręcone loki, naturalne. Milion razy lepsze niż moje.
Ogromne, niebieskie oczy. Mogłabym się w nich zatopić, gdybym była chłopakiem.
Kształty, odpowiedni nos.
Pełne, koloru dojrzałej wiśni usta.
Jasna, gładka skóra.
Idealna sylwetka, wysokość też taka, jaka powinna być. Nawet matka natura dała jej "trochę więcej", do biustu i tyłka.
Normalne ciuchy.
I tak wyglądałaBY wspaniale.
Gdyby nie jedna rzecz.
Patrzyła się na mnie nienawistnym wzrokiem.

Haha, to tyle.
Ciekawi dalszych części? :'j
Czandelier,
Dorobiłam się dzisiaj loga. <:

czwartek, 12 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - rozdział 3

Hej, hej!
Rozdziały będą prawdopodobnie codziennie.
Cieszycie się?
Bo ja tak! :D
Zaczynamy!

Rozdział 3
-I co dalej? - odezwał się Kastiel. Eh, powiedziałabym "gówno", ale przy nauczycielach nie wypada.
-No, chyba tyle. Mam coś jeszcze powiedzieć? - drugie zdanie skierowałam do nauczyciela, który siedział za biurkiem.
-Nie, nie, wystarczy. Siadaj, gdzie chcesz. - powiedział i znowu zatopił się w książce.
Aha.
Gdzie chcę, jeśli jest jedno miejsce.
Obok wszystkich chłopaków, a Kim dalekoo.
No nic.
Poszłam w stronę 5 ławki po środku. Przed sobą miałam białowłosego, za - szatyna, po lewej - Kastiela, a po prawej - Nataniela. No świetnie. Mam nadzieję, że z którymś się zaprzyjaźnię, żeby nie było.
Usiadłam i rozpakowałam się. Sądząc po tym, co pisało na tablicy, była biologia. No, nawet. Umiałam wszystko, co nauczyciel już zapisał, a zadania zrobiłam w kilka minut. Nudziło mi się. Zerknęłam na prawo - Nataniel robił pozostałe zadania, jakby to było takie ważne. Nawet temat do przodu. Na lewo - Kastiel wysyłał liściki do... nie wiem kogo, ale miał przy tym niezły ubaw. Białowłosy pisał coś w swoim notatniku, a szatyn... odwróciłam się do tyłu, by zobaczyć.
Grał w grę na swojej konsoli, ale podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały.
Jego niebieskie. Moje fioletowe. Ładne. Bardzo ładne.
Trwało to może sekundę, nie mogłam się oprzeć i zobaczyłam, w co grał.
-Gran Turismo? Wyścigówka? - spytałam i uśmiechnęłam się. Znałam tą grę.
-Taa, gram w nią podczas lekcji. Chwila, skąd ty ją znasz?! - podniósł na sekundę oczy. Znowu się spotkały.
-Ja też, czasami. No, czasami w tą akurat. Zwykle gram w coś innego. - odpowiedziałam. Ale zajebiście.
-Na przykład co? - uśmiechnął się, patrząc się na konsolę.
-Alice Mandess Returns. Moja ulubiona gra na PSP. - mruknęłam. Na 100% nie znał. No, chyba że...
-O matko! Mam drugiego bliźniaka! - prawie krzyknął szatyn, a ja szybko z automatu zakryłam mu usta.
-Taa, na pewno masz bliźniaka, który nie wie, jak się nazywasz. - powiedziałam wyzywająco.
-Armin. - powiedział, cały uśmiechnięty, jeśli można to tak ująć.
-Mogę popatrzeć? - spytałam się, chyba pytaniem retorycznym.
-A co teraz robisz? - spojrzał na mnie zabawnie.
-Właśnie... Dobra. - uśmiechnęłam sie milionowy raz i zamilkłam.
Dobrze grał, może na podobnym poziomie co ja. A nawet lepiej?
Pochyliłam się, żeby lepiej widzieć.
Eh, ja to mam szczęście.
Wywinęłam kozła krzesłem i upadłam na podłogę. Ból kostki się wznowił, a nauczyciel zasnął.
Armin się nie skapnął, chyba zaczęło się coś wciągającego w grze.
Nataniel tez zasnął.
A Kastiel sobie wysyłal liściki i podrywał laski z przodu.
Na szczęście białowłosy się odwrócił.
Dwie różne tęczówki? Zielona i... złota? Jakaś era złotych oczu?
Wstał i podszedł do miejsca, gdzie się wywaliłam.
-Wszystko ok? Możesz sama wstać, albo się poruszyć? - mówił troskliwym głosem.
-Nie mogę się poruszyć, bo dzisiaj już się wywaliłam na kostkę, ból się wznowił... - odpowiedziałam cichym, załamującym się w kilku miejscach głosem.
-Pana Deulla nie obudzisz... Nataniela też nie. Jego tylko dzwonek obudzi. Ah, przepraszam... Moje maniery... Jestem Lysander. - szepnął.
-Elizabeth. To pomożesz mi? - odszepnęłam. Prawie odpływałam przez ten ból...
-Tak. tak. Już. Znowu przepraszam. - nie pytając, wziął mnie na ręce i wyniósł do pokoju gospodarzy, znowu.
-Lysander... ja... boli... - jęknęłam półgłosem.
-Już. - położył mnie na kilku krzesłach i pobiegł po nauczyciela w tym swoim dziwnym, intrygującym, wiktoriańskim stroju.

A ja w tym czasie zemdlałam.

*******

Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie siedzieli (w kolejności!):
Kim, Armin, Lysander i ciocia Agata.
-Wszystko dobrze? - odezwała się najpierw ciotka Agata, gaduła pierwszorzędna.
Kostka nadal mnie bolała, ale miałam tam założony gips.
-Już lepiej. - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się do wszystkich.
-Matko, El, ile ty narobisz w jeden dzień! - powiedziała głośno Kim, a wszyscy zaczęli śmiać.
-Tyle, ile potrafię. - również się śmiałam, ale ciszej, przez ten ból.
-Jak ty mogłaś się wywalić, patrząc na grę? - dziwił się nadal Armin.
-A ty cały czas o tych grach... - Lysander zrobił lekkiego facepalma i uśmiechnął się do Armina.
-A ty nagle zacząłeś się niepokoić, gdy Elizabeth zrobiła sobie coś w nogę... - odgryzł się tamten.
-O Jezu, i dobrze zrobił. A ty byś lepiej patrzył na ludzi, a nie na grę. - powiedziała z wyrzutem Kim.
-Ej, ja nic... - powiedziałam cicho.
-Gra jest ciekawsza!
-Nie prawda! Dziewczyna chce z Tobą pogadac, a ty w jakąś wyścigówkę czy inne gówno grasz!
-To nie jest gówno!
-Jest!
-Dzieci, przestańcie!
-Niech Pani się nie wtrąca, widzi Pani przecież, że ten oto Pan bardziej martwi się o głupią konsolę, niż o nową, zainteresowaną nim dziewczynę!

Patrzyliśmy z Lysandrem na siebie rozbawieni. Chyba tylko my jesteśmy oazą spokoju.
Po około 10 minutach mieli wysuszone gardła, a Armin i Kim mieli chrypę.
-I po co to było? Armin chyba już taki jest. Zreszta, mi nie przeszkadzało, że grał w grę. Też ją lubię. - powiedziałam rozbawiona.
-A widzisz? Bronisz go! - odpowiedziała z chrypką Kim.
-Kim, widzisz wszędzie jakiś miłosny podtekst. Ogarnij się. Istnieje coś takiego jak przyjaźń... - powiedział również rozbawiony Lys.
-I istnieje też uwielbienie do gry! - z chrypką rzeknął Armin.
-Rozumiem Was obydwojga. Może i to jakiś podtekst, ale kto się czubi, ten się lubi... - mruknęłam, uśmiechając się.
-Czyli Kim kocha wszystkich, i tyle. - podsumował Lys.
-Kiedy mam wypis? - zapytałam ciocię.
-Eeee... Ktoś wie? - spytała się zawstydzona ciocia.
-Ja. Chyba już dzisiaj, będziesz musiała chodzić tylko z kulami i tym gipsem. - wypowiedział spokojnie Lysander. Matko, jakas oaza spokoju. Większa ode mnie.
-A wy... nie powinniście być w szkole? - spytałam zaskoczona.
-Twoja ciocia nas zwolniła, pytając się, kto chce iść do El. - wydusiła Kim, po cichu kłócąca się z Arminem.
-Kastiel też chyba chciałby, ale za dużo flirtował z Charlotte. - powiedział Lys.
-Właśnie, Kim... chodzisz z Kastielem? - powiedziałam tak cicho, ze tylko ona usłyszała.
-Tak, to znaczy... to skomplikowane. Ustaliliśmy, że to będzie taki "wolny związek", możemy robić co chcemy. - powiedziała Kim. - Ale nie zgodziłam się na spanie z innymi dziewczynami.
-Aha... - powiedziałam trochę przymulona.
-Wiesz, Kim podrywa każdego w szkole, tak samo jak Kastiel. - mrugnął do mnie Armin, do tego przyłączył się Lysander.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, a mi pękł gips, bo się za bardzo odwróciłam w bok.
Zajebiście.

To tyle, mam nadzieję, że się spodobało. :)
Czandelier,
Sraniacz




środa, 11 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - Rozdział 2

Hej!
Widzę, że opowiadanie się Wam spodobało, więc wstawiam 2 rozdział.
Niektóre rzeczy mogą być nieprawidłowe do fabuły gry, bo nie jestem w niej jakoś super obeznana.
Zapraszam!

Rozdział 2
Ze świstem upadłam na podłogę. Aj, kostka...
Cholera, nie mogę wstać. Wszyscy są już na lekcjach, ten Kastiel mi na stówę nie pomoże, a ja będę leżeć przy drzwiach wejściowych, na plecach, z wykręconym kolanem. Pięknie, po prostu pięknie! Wejście smoka, nie ma co. Nie mogę się poruszyć przez tą gównianą kostkę, grr...
A torba sobie leży kilka metrów dalej, nigdzie nie zadzwonię.
Teraz tylko czekać na pomoc, czy jak to tam...
Zauważyłam z mojego położenia czuprynę koloru blond za szafkami na końcu korytarza. Jedyna szansa.
-Pomocy! Wywaliłam się i nie mogę wstać! - krzyknęłam, zachowując się jak po prostu małolata. No, ale to była prawda.
Blond czupryna poruszyła się i w końcu ujrzałam posiadacza w całej okazałości.
Dosyć wysoki, oczy takiego samego koloru jak włosy, ubrany tak... elegancko? Koszula, wyprasowane spodnie i kartki z podstawką. Oczywiście, długopis. Na pewno to jakaś ważna osoba. Nie umiem oceniać zbytnio subiektywnie, nie patrzę na wygląd. No, ale orientuję się, kim ten człowiek może być.
Szybko do mnie podszedł i przykucnął.
-Wszystko ok? Pomogę Ci. - Mruknął i podał mi rękę.
-Nie potrafię się poruszyć z tą kostką - powiedziałam cicho.
-Ah, ok. Zaniosę Cię do pokoju gospodarzy, nie ma żadnego nauczyciela w pobliżu, ponieważ teraz wszyscy mają lekcję.
-Dobrze. - jakoś się nie zarumieniłam, nie jestem nastolatką z burzą hormonów. Wziął mnie na ręce i zaprowadził do najbliższej sali, która była. Przez całą "drogę" (to było chyba z 10 metrów) milczeliśmy.
Opadłam na krzesło, próbując się uśmiechnąć z tym cholerstwem na dole.
-Dziękuję. - powiedziałam równie cicho. Przełamuję swoją nieśmiałość tylko wtedy, kiedy coś mnie bawi. Tak, jestem dziwna.
-Poczekasz tutaj na nauczyciela, dobrze, Elisabeth? Jestem Nataniel. - powiedział i podał mi rękę. Ah, domyślił się. Zapewne już widział moje zdjęcie, skoro jest na ważnej posadzie.
-No, Elisabeth. Co z dokumentami, chyba ty masz mi w tym pomóc? Właśnie, na jakiej posadzie jesteś, że tyle wiesz? - wydusiłam jednym tchem.
-Spokojnie. Tak, ja mam Ci w tym pomóc. Brakujcie Ci jednego formularza, który muszą podpisać Twoi rodzice i zdjęcia. Jestem przewodniczącym liceum, mam dużo wspólnego z nauczycielami. - wypowiedział spokojnie. Wow.
-Ja muszę iść na lekcję, zawołam jakiegoś nauczyciela i tu przyjdzie, dobrze? - rzekł, gdy nic nie odpowiedziałam na jego poprzednią odpowiedź. Czułam się okropnie.
-Taa. - powiedziałam cicho i zakryłam twarz w dłoniach, no i wyjęłam słuchawki, gdy wyszedł. Nauczyciel zjawił się po około 15 minutach.
Raczej nauczycielka, nieważne.
Popatrzyła co z kostką, pomogła wstać i już potrafiłam wykonywać normalne czynności. Szybko wyszła i powiedziała, że mam się udać do sali naprzeciwko.
No więc udałam się tam, a co miałam zrobić. Wzięłam oczywiście swoją torbę, która leżała na korytarzu (Chyba temu Natanielowi strasznie się spieszyło ;_;).
Wzięłam głęboki wdech, otworzyłam drzwi i weszłam.
16 par oczu wpatrywało się w moją osobę.
Gdzieś tak 7 chłopców i 9 dziewczyn.
W porównaniu z niektórymi serio jestem normalna.
Dziewczyna w trzeciej ławce miała długie, białe włosy i złote oczy. Baardzo ładna.
3 dziewczyny siedzące przy oknie... widać, że jakieś zarozumiałe laleczki. Blondynka z lokami, jakaś brunetka i szatynka. Wszystkie poprawiały makijaż (którego i tak miały dużo na twarzy), a ubrane były w jakieś modne ciuchy.
Dziewczyna z fioletowymi włosami i niebieskimi oczami. Siedziała skulona w ostatniej ławce. Zapewne bardzo nieśmiała.
Rudzielec w wersji żeńskiej. Normalna dziewczyna, uff.
Jakaś kujonka, bo kiedy weszłam, odwracała się do Nataniela. Grzecznie ubrana, przeciętna.
Dziewczyna ze sprzętem do nagrywania. Szkolna dziennikarka, czy coś? Wygląd również przeciętny.
No i Kim...
Jak zwykle ubrana w krótką bluzkę ponad brzuchem i sportowe spodnie. Czarne włosy i zielone oczy. Patrzyła się na mnie uśmiechnięta. Super.
A męska część grona?
Kastiel w ostatniej ławce, a Nataniel w bodajże 4 przy ścianie.
Ken ze starego gimnazjum siedzący w 1 ławce.
Chłopak z białymi włosami z zielonymi końcówkami w stroju w stylu wiktoriańskim. Teraz już nie czuję się dziwna.
I jacyś bliźniacy, zauważyłam to tylko po twarzach.
Jeden z niebieskimi włosami, słuchawkami na uszach i w modnych ciuchach.
Drugi gracz.
Na 100 %.
Ubrany byle jak, czarne włosy i niebieskie oczy. Widziałam w nich zabawne ogniki.

Chyba wszyscy się zdziwili, bo stałam w drzwiach i patrzyłam na wszystkich.
Uh.
Weszłam do klasy, stanęłam pośrodku, akurat utkwiłam wzrok w tym szatynie (najbardziej mi przypadł do gustu), uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam:
-Cześć. Jestem Elisabeth Cour i będę z Wami chodzić do tej klasy.


Przepraszam, że taki króciutki, muszę już iść. :<
Następny będzie za to dłuższy!

Czandelier,
Sraniacz

wtorek, 10 marca 2015

Opowiadanie na podstawie gry "Słodki Flirt" - Rozdział 1

Hej, i w ogóle.
Dosłownie NIGDZIE nie pisałam.
Przez anime i fejsa, i szkołę. I sekcję.
Przepraszam.
Pocieszę Was opowiadaniem, na które mam straaasznie wenę. Czytałam takich dość dużo.
Jest ono na podstawie gry "Słodki Flirt" - Karola kiedyś ją opisywała.
Mam nadzieję, że się spodoba...

Rozdział 1
Czy oni mnie zaakceptują?
Rodzice oczywiście musieli pojechać wspólnie na delegację, zostawiając mnie pod opieką ciotki. A raczej wróżko-ciotki, na to wygląda. Po prostu zawsze ubiera się jak wróżka ze skrzydełkami. I znika w kilku sekundach. Nawet nie wiem, czy pod jej opieką, czy swoją własną. Bo ciocia Agata ma do mnie tylko "wpadać" raz na tydzień. Przewiduję to na 5 minutowe odwiedzenie mnie i wyjście. Eh.
Zresztą, jestem samodzielna.
Tak prawie.
No, potrafię się umyć, zrobić coś do jedzenia (albo pójść do jakieś budki z fast-foodem), przygotować ubranie i pościelić łóżko. Raz na jakiś czas (czytaj: miesiąc) posprzątać. A to już coś, prawda?
Level sam się nie wbije w grze. Rodzice tego nie rozumieją, albo starają się nie rozumieć. Wirtualny świat jest dla mnie odpoczynkiem, relaksem, drugą rzeczywistością. Jest mega. A oni zabrali mi na czas tej delegacji cały mój sprzęt. Prawie uciekłam z domu, tak mnie to wkurzyło. No nic. Jakoś wytrzymam, może poznam jakąś osobę, która też lubi koxić w gry.
Jeśli mnie zaakceptują...
Zresztą, nie jestem jakaś nienormalna. Włosy brązowe, w dotyku jak siano, długie. Mała, wąska twarz, mały nos, wąskie usta. Kształty jakieś tam mam, nie powiem, nie jestem "deską". No i jestem niska. Ah. Oczy. To przez nie mogą mnie nie zaakceptować. Fioletowe, duże. I tak zbytnio nie patrzę się w czyjeś paczadła, ziemia jest chyba ciekawsza. W mojej poprzedniej szkole - na szczęście - zostałam zaakceptowana. Przez większość. Ale w tej? Jedynym moim aktualnym oparciem jest Kim.
Kim...
Jak bardzo się zmieniła? Zawsze była zbuntowaną z lekka dziewczynką, która olewa oceny. Ale w środku była wrażliwa. Byłyśmy, no i chyba nadal jesteśmy - najlepszymi przyjaciółkami w gimnazjum. Mam nadzieję, że ją tam kiedyś znajdę.
Rozmyślałam tak sobie, jadąc z ciotką do mojego nowego domu.
Wyjrzałam przez okno. Normalne miasteczko, nic niezwykłego. Podobno jakaś ogromna ta szkoła, rodzice nie chcieli odpuścić. Druga wada mieszkania samej.
Chyba sobie poradzę... Ubrania jakieś tam mam. Nie zależy mi na nich. Najczęściej ubiorę jakąś dużą bluzę, rurki i trampki. Włosy zostawiam rozpuszczone, czasami rozczesuję (jeśli długo gram w nocy). Jednak teraz chyba nie będę ich rozczesywać, bo nie ma potrzeby. Nie lubią się plątać.
-Eliziu? - usłyszałam słodki głosik mojej cioteczki. Grr, najgorsze przezwisko na świecie. Zmusiłam się na miły ton, tak mnie wkurzyło to przezwisko. Zawsze mnie tak wkurza.
-Nie mów do mnie Eliziu, ciociu. Słucham? - odparłam, wyjmując jedną słuchawkę z ucha. Zawsze słucham muzyki. (Od autorki: Nie będę pisała, kiedy Elisabeth słucha muzyki. Jeśli wyjmie słuchawkę/obydwie, to znaczy, że muzyki słuchała. Albo wtedy, kiedy czegoś nie słyszy.)
-Eliziu, już jesteśmy przed Twoim nowym domem. - Odpowiedziała ciotka. Eh. Jednak nigdy nie zmieni przezwiska. Trudno.
-Dzięki. - spakowałam słuchawki i telefon do torby, wyjęłam walizkę z bagażnika (nie potrzebuję wielu rzeczy, zachowuję się prędzej jak chłopak...) i podeszłam do miejsca, gdzie siedziała Agata, by dać jej całusa w policzek. - Cześć, ciociu! - pożegnałam się i pobiegłam, nie oczekując od mojej ciotki odpowiedzi.
-Do widzenia, Eliziu! - Jednak usłyszałam odpowiedź za sobą. Ma się dobry słuch, jeszcze.
I samochód za mną odjechał, dosłyszałam też i to. A sama stałam wpatrzona w mój nowy dom.
Niezbyt duży, jednopiętrowy. Dach w stylu normalnego domu na wsi. Ściany ozdobione w różne rzeźby i takie tam. Zawijasy. Styl barokowy. Ładne, wręcz niesamowite, barokowe schody. Z zewnątrz wyglądał dom wręcz jedwabiście. Rodzice wiedzieli, co uwielbiam. Jestem skromna, ale dla wyjaśnień - moi rodzice są bogaci.
Weszłam powoli do domu, ciesząc się widokiem. Otworzyłam wysokie, również ozdobione, drzwi.
Duży przedpokój, prowadzący na wprost do salonu. Po bokach kuchnia, łazienka, pokój gościnny i mój własny pokój. Wszystko w moim stylu. Ulubiony kolor - lawendowy - pojawiał się prawie wszędzie, do tego czarny, szary i biały. Matko, zakochałam się w tym domku.
Byłam zmęczona, w końcu wybiła już godzina 23. Szybko umyłam się (w końcu trzeba jakoś wyglądać w 1 dzień szkoły), zjadłam kolację, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Nic nie rozpakowałam.

*******

Następnego dnia obudziłam się o 6.00 rano, nie potrzebuję wiele snu. Wzięłam zimny prysznic, zjadłam baaardzo powoli śniadanie, ubrałam się w byle co, według przysłowia: "pierwsze lepsze" i usiadłam na sofie w salonie czytać książkę. O 7.45 w popłochu wyszłam z domu, oczywiście, spóźniłam się. Jaka ja mądra... Wszystkie lekcje w tym liceum zaczynają się zawsze o 7.30, tak mi powiedziała Kim.
Wiedziałam gdzie jest szkoła, bo patrzyłam w domu w Internecie na mapie Google.
Weszłam na dziedziniec tej ogrooomnej szkoły.
Nikogo na razie nie spotkałam, a wręcz musiałam kogoś spotkać.
Pospacerowałam sobie trochę, aż w końcu zauważyłam czerwonowłosego chłopaka. Od razu rozpoznałam, że to buntownik. Czarna kurtka, logo grupy rockowej, której czasami słucham, i czarne spodnie. Ogólnie chyba jeździ na motorze i lubi się nabijać z innych. Czekałam, aż podejdzie. Wiedziałam, że tacy jak on nic ci nie powiedzą, jak sam ich zauważysz. Oni muszą to zrobić pierwsi.
Podszedł.
Podniosłam wzrok. Ujrzał moje fioletowe oczy i się nie zdziwił. Wygryw.
-... Cześć? - powiedziałam normalnym głosem.
- Nowa, czy spóźnialska? - odpowiedział, nawet nie witając się.
- I tak się nie dowiesz... Przypuśćmy, że jestem Elisabeth Cour i szukam kogoś, kto by pomógł mi ogarnąć te dokumenty i inne niepotrzebne pierdoły.
-Dobrze, panno Elisabeth, proszę się udać do sali... - zaczął udawać czyiś poważny, zarozumiały ton, przez co wybuchłam śmiechem. - Kastiel, nie pomogę Ci, idź do Srajtanielka w pokoju gospodarzy. Jak wejdziesz, pierwsze drzwi na prawo.
-Srajtanielek? Chyba Natanielek, jeśli Kim mi dobrze mówiła... - powiedziałam wpół zamyślona a wpół roześmiana.
-Kim? - zauważyłam w oczach chłopaka błysk. 
-Co jest? To moja najlepsza przyjaciółka. Twoja dziewczyna, czy coś?
-Taa... Wynocha już. - nagle stracił humor i prawie zwalił mnie z ławki.
-Ciota. - powiedziałam na odchodnym i udałam się do drzwi szkoły.
Otworzyłam je, i oczywiście... się wywaliłam. Chyba to jednak ja jestem ciotą.

Na razie tyle, mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Czandelier,
Sraniacz