Hej!
Zapraszam już na 4 rozdział!
Rozdział 4
-Aaaaaaaaaaaaa! - krzyknęłam z bólu.
-Proszę Panią, niech pani pójdzie po lekarza! - powiedział głośno (on nie krzyczy!) Lysander.
Moja ciocia w 3 sekundy zwiała na korytarz. Tymczasem reszta mnie pocieszała, czy coś.
-Wszystko będzie dobrze, El... - mówiła Kim.
-Na pewno dasz sobie radę. - powiedział, uśmiechając się pół na pół Armin. Zawsze zabawny, nawet, gdy boli mnie jak cholera...
-Będę z Tobą. - rzekł zamyślony Lysander. Wtf?
Lekarka zjawiła się po kilku minutach. Kazała wszystkim się wynosić i coś tam mi zrobiła z nogą. Po kilkunastu minutach znowu miałam gips.
Na koniec spytałam się lekarki:
-Czy i tak dzisiaj będę miała wypis?
-Tak, tak. Wieczorem.
Była 14.00. Wytrzymam.
Od razu, jak lekarka wyszła, zjawiła się znowu cała ekipa.
-Wszystko dobrze? Elizabeth? - Armin, Kim i ciocia Agata rzucili się na mnie. Lysander patrzył się z boku zamyślony.
-Wszystko, wszystko... dzisiaj wieczorem mam wypis.
Nagle cioci Agacie zadzwonił telefon, a Kim dostała esa.
-Muszę spadać! - powiedziały jednocześnie i wybiegły z sali. Dziwny przypadek, naprawdę.
Siedziałam na łóżku i popatrzyłam się na chłopców. Byli "niby" zaprzyjaźnieni. Siedzieli w dość dużej odległości od siebie i patrzyli się na mnie.
-No co? Nie przyjaźnicie się? - powiedziałam zaskoczona.
-To znaczy... przyjaźnimy... ale... od kiedy pojawiłaś się ty... to tak jakoś... - wyjąkał Armin. Chyba nie potrafi kłamać. Obydwoje zarumienili się po czubki uszu.
-Rozdzielam ludzi? Matko... - byłam zła na siebie.
-Nie, nie, o to chodzi... - powiedzieli jednocześnie.
-O co? - zapytałam z ciekawością.
-Obydwoje się martwimy o Ciebie, i chyba niedługo się sami zabijemy przez tą troskę. - wydukał Armin.
-Chwila... co? Znacie mnie jeden dzień. - powiedziałam zaskoczona na maksa.
-No... ale jesteś ciekawa. - popatrzył się na mnie z uśmiechem Lysander.
-Taa, a ty masz: białe włosy z zielonymi końcówkami, jedną zieloną, drugą złotą tęczówkę, i ubierasz się w wiktoriańskim stylu. Mi tam się to podoba, ale czy ty nie jesteś... ciekawszy? Ja mam tylko fioletowe oczy. - wydusiłam.
-Haha, chodziło mi o charakter. - odpowiedział.
-A ja jestem nudnym graczem, i nie wyglądam jak gracz. - powiedział sztucznym, obrażonym tonem Armin.
-Nie wyglądasz?! Ubierasz się byle jak, nic Ci nie pasuje. Włosów nie układasz i gapisz się albo w ekran gry, albo w okno. I nie jesteś graczem, kolego?! - prawie krzyknęłam z oburzenia.
-Woo, widzę, że ktoś tu umie odczytywać z ludzi jak z obrazka. - uśmiechnął się Armin.
-Zapomniałaś dodać, że patrzy się też za Elizabeth. - mruknął złośliwie Lysander.
-A ty nie? O czym jest niby Twoja najnowsza piosenka?
-Spokój do cholery! O co Wam chodzi? Znacie mnie jeden dzień, a już jesteście zazdrośni i się wydurniacie.
-Właśnie nie wiem. Jesteś przecietną dziewczynką, tylko że playerką i taką zamyśloną... - powiedzieli Armin i Lysander. O tej "playerce" dorzucił Armin, a o "takiej zamyślonej" - Lysander.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Chciało mi się spać.
-Ej, chłopcy, weźcie już idźcie, spać mi się chce. Teraz w dupie mam maniery, jesteśmy w szpitalu. - powiedziałam i ziewnęłam.
-Już dobrze... - rzekł zamyślony Lys i pożegnał mnie, całując w rękę. Z innej epoki...
-To cześć! Niestety nie będziesz mogła pograć, no trudno. - uśmiechnięty Armin dotknął mojego ramienia i wyszedł.
WTF?
Czy oni są o mnie zazdrośni?
Po pierwszym dniu?
Jestem najbardziej przeciętną osobą w ich klasie. Nie wiem, jakiś przyciągający charakter?
Chyba tak...
W gimnazjum...
Nieświadomie podrywałam chłopaków i również łamałam im serca tym sposobem. Dowiadywałam się tego dopiero od Kim. Jestem jakaś dziwna, czy coś?
Jeszcze nigdy się nie zakochałam i nie mam tego w planach.
Aaaa, pod tą kołdrą można by tak jeszcze bardziej się skulić...
Zasnąć...
Oczywiście, że zasnęłam.
**********
Obudzili mnie o 19.00 i zaprowadzili do domu. Tam ciotka się mną opiekowała, a ja zainteresowana niczym zasnęłam na kanapie. Super.
**********
Wstałam o 7.00 i razem z tymi cholernymi kulami przygotowałam się do szkoły. Lysander i Armin zrobili za mnie lekcje, podobno Armin to ścisłowiec (w co nie wierzę), a Lysander humanista (już bardziej). Powoli udałam się do szkoły.
Cóż za zaskoczenie, że spotkałam Kastiela na dziedzińcu!
-Panno z temblakiem! - krzyknął, a ja powoli podeszłam do niego.
-Czego, panie z kolorową fryzurką? - fuknęłam, udając obrażoną.
-Niczego, rozumie pani, NI - CZEGO! - powiedział, akcentując te 2 sylaby.
-Eh... jak tam w tej szkole? Nie było mnie jeden dzień. - mruknęłam.
-Doszła jakaś ciota do naszej klasy, co lata za wszystkimi chłopakami i podlizuje się każdej dziewczynce. Niezła konkurencja, Elizabeth! - rzekł, uśmiechając się szeroko.
-Przepraszam, czy ja się do Ciebie przystawiam? - spojrzałam z góry.
-Haha, na to wygląda. Na pewno do Lysanderka, nieprawdaż? - zaczął się śmiać.
-To oni lgną do mnie, a nie ja do nich, panie rudzielcu. - usprawiedliwiłam się.
-Ta Su też tak mówi, jesteście bardzo podobne! - śmiał się już do rozpuku.
-Mhm, i na pewno ma też gips na nodze. - mruknęłam pod nosem.
-Na razie nie ma. Zapewne jutro sobie zrobi. - śmiał mi się w twarz.
-O matko, idę sobie, bo zniszczę piękną aurę pańskiego jakże anielskiego humoru. - odwróciłam się i poszłam.
-Nie jestem aniołem, mówię Ci! - wyraźnie mu się humor zepsuł.
Hehe.
Otworzyłam drzwi do szkoły.
No, prawie.
Pomógł mi w tym Lys.
-Serio? Czemu musisz mi ciągle pomagać? - uśmiechnęłam się.
-Bo byś nie dała rady, widziałem. - powiedział zmieszany.
-Oj tam. Słyszałeś o tej Su? - zaczęłam temat.
-Tak, całkiem miła dziewczyna, tylko całkowicie rozgadana i nie zna się na tym, co ja lubię. - popatrzył się na mnie z ukosa i również się uśmiechnął.
-Podobno lata za wszystkimi i się podlizuje. Relacjonuję reakcję Kastiela. - powiedziałam.
-I chyba ma rację, zresztą, zdarza mu się to baaardzo często. Chodź już. - poprowadził mnie w stronę sali biologicznej.
Znowu otworzyłam drzwi, tym razem sama.
I kogo zauważyłam?
Sucrette.
Piękne, brązowe włosy. Kręcone loki, naturalne. Milion razy lepsze niż moje.
Ogromne, niebieskie oczy. Mogłabym się w nich zatopić, gdybym była chłopakiem.
Kształty, odpowiedni nos.
Pełne, koloru dojrzałej wiśni usta.
Jasna, gładka skóra.
Idealna sylwetka, wysokość też taka, jaka powinna być. Nawet matka natura dała jej "trochę więcej", do biustu i tyłka.
Normalne ciuchy.
I tak wyglądałaBY wspaniale.
Gdyby nie jedna rzecz.
Patrzyła się na mnie nienawistnym wzrokiem.
-Będę z Tobą. - rzekł zamyślony Lysander. Wtf?
Lekarka zjawiła się po kilku minutach. Kazała wszystkim się wynosić i coś tam mi zrobiła z nogą. Po kilkunastu minutach znowu miałam gips.
Na koniec spytałam się lekarki:
-Czy i tak dzisiaj będę miała wypis?
-Tak, tak. Wieczorem.
Była 14.00. Wytrzymam.
Od razu, jak lekarka wyszła, zjawiła się znowu cała ekipa.
-Wszystko dobrze? Elizabeth? - Armin, Kim i ciocia Agata rzucili się na mnie. Lysander patrzył się z boku zamyślony.
-Wszystko, wszystko... dzisiaj wieczorem mam wypis.
Nagle cioci Agacie zadzwonił telefon, a Kim dostała esa.
-Muszę spadać! - powiedziały jednocześnie i wybiegły z sali. Dziwny przypadek, naprawdę.
Siedziałam na łóżku i popatrzyłam się na chłopców. Byli "niby" zaprzyjaźnieni. Siedzieli w dość dużej odległości od siebie i patrzyli się na mnie.
-No co? Nie przyjaźnicie się? - powiedziałam zaskoczona.
-To znaczy... przyjaźnimy... ale... od kiedy pojawiłaś się ty... to tak jakoś... - wyjąkał Armin. Chyba nie potrafi kłamać. Obydwoje zarumienili się po czubki uszu.
-Rozdzielam ludzi? Matko... - byłam zła na siebie.
-Nie, nie, o to chodzi... - powiedzieli jednocześnie.
-O co? - zapytałam z ciekawością.
-Obydwoje się martwimy o Ciebie, i chyba niedługo się sami zabijemy przez tą troskę. - wydukał Armin.
-Chwila... co? Znacie mnie jeden dzień. - powiedziałam zaskoczona na maksa.
-No... ale jesteś ciekawa. - popatrzył się na mnie z uśmiechem Lysander.
-Taa, a ty masz: białe włosy z zielonymi końcówkami, jedną zieloną, drugą złotą tęczówkę, i ubierasz się w wiktoriańskim stylu. Mi tam się to podoba, ale czy ty nie jesteś... ciekawszy? Ja mam tylko fioletowe oczy. - wydusiłam.
-Haha, chodziło mi o charakter. - odpowiedział.
-A ja jestem nudnym graczem, i nie wyglądam jak gracz. - powiedział sztucznym, obrażonym tonem Armin.
-Nie wyglądasz?! Ubierasz się byle jak, nic Ci nie pasuje. Włosów nie układasz i gapisz się albo w ekran gry, albo w okno. I nie jesteś graczem, kolego?! - prawie krzyknęłam z oburzenia.
-Woo, widzę, że ktoś tu umie odczytywać z ludzi jak z obrazka. - uśmiechnął się Armin.
-Zapomniałaś dodać, że patrzy się też za Elizabeth. - mruknął złośliwie Lysander.
-A ty nie? O czym jest niby Twoja najnowsza piosenka?
-Spokój do cholery! O co Wam chodzi? Znacie mnie jeden dzień, a już jesteście zazdrośni i się wydurniacie.
-Właśnie nie wiem. Jesteś przecietną dziewczynką, tylko że playerką i taką zamyśloną... - powiedzieli Armin i Lysander. O tej "playerce" dorzucił Armin, a o "takiej zamyślonej" - Lysander.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Chciało mi się spać.
-Ej, chłopcy, weźcie już idźcie, spać mi się chce. Teraz w dupie mam maniery, jesteśmy w szpitalu. - powiedziałam i ziewnęłam.
-Już dobrze... - rzekł zamyślony Lys i pożegnał mnie, całując w rękę. Z innej epoki...
-To cześć! Niestety nie będziesz mogła pograć, no trudno. - uśmiechnięty Armin dotknął mojego ramienia i wyszedł.
WTF?
Czy oni są o mnie zazdrośni?
Po pierwszym dniu?
Jestem najbardziej przeciętną osobą w ich klasie. Nie wiem, jakiś przyciągający charakter?
Chyba tak...
W gimnazjum...
Nieświadomie podrywałam chłopaków i również łamałam im serca tym sposobem. Dowiadywałam się tego dopiero od Kim. Jestem jakaś dziwna, czy coś?
Jeszcze nigdy się nie zakochałam i nie mam tego w planach.
Aaaa, pod tą kołdrą można by tak jeszcze bardziej się skulić...
Zasnąć...
Oczywiście, że zasnęłam.
**********
Obudzili mnie o 19.00 i zaprowadzili do domu. Tam ciotka się mną opiekowała, a ja zainteresowana niczym zasnęłam na kanapie. Super.
**********
Wstałam o 7.00 i razem z tymi cholernymi kulami przygotowałam się do szkoły. Lysander i Armin zrobili za mnie lekcje, podobno Armin to ścisłowiec (w co nie wierzę), a Lysander humanista (już bardziej). Powoli udałam się do szkoły.
Cóż za zaskoczenie, że spotkałam Kastiela na dziedzińcu!
-Panno z temblakiem! - krzyknął, a ja powoli podeszłam do niego.
-Czego, panie z kolorową fryzurką? - fuknęłam, udając obrażoną.
-Niczego, rozumie pani, NI - CZEGO! - powiedział, akcentując te 2 sylaby.
-Eh... jak tam w tej szkole? Nie było mnie jeden dzień. - mruknęłam.
-Doszła jakaś ciota do naszej klasy, co lata za wszystkimi chłopakami i podlizuje się każdej dziewczynce. Niezła konkurencja, Elizabeth! - rzekł, uśmiechając się szeroko.
-Przepraszam, czy ja się do Ciebie przystawiam? - spojrzałam z góry.
-Haha, na to wygląda. Na pewno do Lysanderka, nieprawdaż? - zaczął się śmiać.
-To oni lgną do mnie, a nie ja do nich, panie rudzielcu. - usprawiedliwiłam się.
-Ta Su też tak mówi, jesteście bardzo podobne! - śmiał się już do rozpuku.
-Mhm, i na pewno ma też gips na nodze. - mruknęłam pod nosem.
-Na razie nie ma. Zapewne jutro sobie zrobi. - śmiał mi się w twarz.
-O matko, idę sobie, bo zniszczę piękną aurę pańskiego jakże anielskiego humoru. - odwróciłam się i poszłam.
-Nie jestem aniołem, mówię Ci! - wyraźnie mu się humor zepsuł.
Hehe.
Otworzyłam drzwi do szkoły.
No, prawie.
Pomógł mi w tym Lys.
-Serio? Czemu musisz mi ciągle pomagać? - uśmiechnęłam się.
-Bo byś nie dała rady, widziałem. - powiedział zmieszany.
-Oj tam. Słyszałeś o tej Su? - zaczęłam temat.
-Tak, całkiem miła dziewczyna, tylko całkowicie rozgadana i nie zna się na tym, co ja lubię. - popatrzył się na mnie z ukosa i również się uśmiechnął.
-Podobno lata za wszystkimi i się podlizuje. Relacjonuję reakcję Kastiela. - powiedziałam.
-I chyba ma rację, zresztą, zdarza mu się to baaardzo często. Chodź już. - poprowadził mnie w stronę sali biologicznej.
Znowu otworzyłam drzwi, tym razem sama.
I kogo zauważyłam?
Sucrette.
Piękne, brązowe włosy. Kręcone loki, naturalne. Milion razy lepsze niż moje.
Ogromne, niebieskie oczy. Mogłabym się w nich zatopić, gdybym była chłopakiem.
Kształty, odpowiedni nos.
Pełne, koloru dojrzałej wiśni usta.
Jasna, gładka skóra.
Idealna sylwetka, wysokość też taka, jaka powinna być. Nawet matka natura dała jej "trochę więcej", do biustu i tyłka.
Normalne ciuchy.
I tak wyglądałaBY wspaniale.
Gdyby nie jedna rzecz.
Patrzyła się na mnie nienawistnym wzrokiem.
Haha, to tyle.
Ciekawi dalszych części? :'j
Czandelier,
Dorobiłam się dzisiaj loga. <:
Wika, rusz dupe i pisz rozdział 5, albo Sao zakazane na zawsze! XO XD
OdpowiedzUsuńDaffaj nom jusz pjondy rosciałegg noo xD
OdpowiedzUsuńBlędy so special
Super rozdziały. Pisz dalej. Życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń