sobota, 16 maja 2015

Rozdział pierwszy - Szarobura Ameba "Urodzić się, by umrzeć"

Hejka!
Po prostu zapraszam na... pierwszy rozdział? ;_; Opowiadania.
Matko, egzamin 21 maja, zabijcie mnie...
Rozdział pisany o 21, tfu, 23:24 zaczynając, dużo będzie o "świecie" w którym bohaterowie się znajdują.


Rozdział 1
Szarobura Ameba
~Elizaveta (to ta dziewczyna, drugą osobą pierwszoosobową będzie Matthias, lol)

Oczywiście musiałam się obudzić bardzo wcześnie, kiedy jeszcze nawet nie wzeszło słońce. Wolałabym dłużej pospać, ale...
Co to był za sen? Taka ja, ale w jakimś innym świecie, równoległym czy coś. Te same cechy charakteru i wygląd. Sytuacja... chyba w tym miejscu, gdzie "odbył się" ten sen, nie ma żadnych mocy, a nikt nie walczy bronią... Matko. Moja wyobraźnia jest za duża, po prostu za duża. Najlepiej, żebym o tym dziwnym śnie zapomniała.
Ziewnęłam, i tak jak sobie postanowiłam, zapomniałam o tym bardzo dziwnym śnie. Wstałam z trawy (no bo po co komu spać w namiocie, jak nie jest ci zimno na dworze?), przeciągnęłam się, poprawiłam trochę zawieruszone ubranie i poszłam prosto do rzeki, do wody.
Właśnie, woda to największa tajemnica.
Od dawna wiadomo, że można posiąść jedną z mocy, rodząc się: Ogień, Ziemię, Wiatr bądź... Lód. Na logikę biorąc ten system, powinna być woda, ale nie. I tak ludzi posiadających moc jest dosyć mało, tak 1:1000 na całą populację w Malesandzie. Człowiek taki jest bardzo szanowany, jeśli uda mu się oswoić daną moc, wiadomo, jeśli się nie uda, to chyba można go szanować tylko patrząc na jego grób. Jak dobrze być w elicie... choć nie, tacy ludzie również mają obowiązki. Ludzkość tego świata dąży do zdobycia jego malusieńkiego kawałka - Poilesanu, tak zwanego raju. Jest to bardzo trudne, ponieważ im bliżej do wyspy, tym więcej potworów i innych chorych stworzeń się tam znajduje. Taa, obowiązkiem ludzi posiadających moc jest pokonywanie potworów... Dosyć prosto brzmi - na pewno się kiedyś uda, nie? Nie jestem tego taka pewna. Te dzikie stworzenia się bardzo szybko rozmnażają i jak zabijesz kilka, to żaden sukces. Za kilka godzin twoje zabójstwa będą niezauważalne, urodzi się pewno z 100 takich potworków w tym czasie. Ludzkość jest bardzo chciwa i stawia coraz większe wymagania nam, tzw. Vitalisom. A my nie jesteśmy tacy głupi - żeby powiązać ze sobą moce, próbowaliśmy (no, nie ja) spłodzić człowieka, którego matką byłaby np. posiadaczka mocy Ognia, a ojcem byłby posiadacz mocy Wiatru. Prawie wszystko się udało - Ziemia z Wiatrem, Wiatr z Lodem, Wiatr z Ogniem, Ziemia z Ogniem, Ziemia z Lodem. Na tym się kończy. Nie udało się nawet zbliżyć do siebie ludzi z mocą Ognia i z mocą Lodu. No po prostu coś magicznego tych dwojga ludzi zawsze odpycha. A podobno, według starej legendy, kiedy znajdzie się takich dwóch ludzi, dzięki ich mocom powstanie Woda, czyli coś, dzięki czemu dałoby się zdobyć wyspę Poilesan. 
I tak nie wierzę w te bzdury, głównie w tą legendę. To jasne jak słońce, że pomiędzy ludźmi z mocami Ognia i z mocami Lodu jest wrogość - to są PRAWIE przeciwieństwa. PRAWIE przeciwieństwa się nie przyciągają, yhm.
Matko, ale się zamyśliłam, tylko się myjąc. Szybko wyprałam swoje poprzednie ubrania, i założyłam ubrania na zmianę - szare szorty, biała, obcisła bluzka, w której da się walczyć, oraz skórzane, wysokie buty. Swoje czarne, długie włosy upięłam w kucyk i spięłam skórzanym rzemykiem. No dobra, sprawdźmy, jak sobie radzisz, moja mocy, Lodzie. Bez żadnego wysiłku lewą rękę zgięłam pod kątem prostym w łokciu, otworzyłam dłoń, a następnie wycelowałam w drzewo znajdujące się około 10 m dalej. Po kilku sekundach na owym drzewie znalazła się bryła lodu, wyglądająca trochę jak jakiś kamień szlachetny. No, radzisz sobie, Lodzie. A co z Mieczem Zamrożenia? Uniosłam prawą rękę do góry i zwinęłam w pięść, a następne ustawiłam się rozkrokiem i opuściłam rękę pośrodku, trzymając mój lśniący, biało-niebieski, prosty jak strzała miecz. Oczywiście od razu przyłączony do ręki, to jest moc, a nie normalna broń. Wymachiwałam nim przez chwilę, a następnie rąbnęłam w drzewo, przecinając je na pół (oczywiście w szerokości, nie wysokości). Na obydwóch kawałkach drzewa widniały okruchy lodu. Pięknie, po prostu pięknie. Skończyłam sprawdzać swoją moc, sprawiając, że miecz i "lodowy ogień", który unosił się nad moją lewą ręką, zniknęły. 
-Pora spadać, następne potwory do zabijania - mruknęłam do siebie, spakowałam wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą (ubranie na zmianę, kilka kromek chleba, kawałek wędzonego mięsa, namiot i bukłak wody) i wyszłam z ciemnej polanki, na której się znajdowałam.
-Uh, ale tu gorąco... - tak zareagowałam na ostre promyki słońca wprost wbijające mi się do oczu.
A co to, po drugiej stronie rzeki? Czyżby Cyrculis, jeden z mocniejszych potworów? Elizaveta, patrz, jaka gratka! Tak przy okazji, gadasz do siebie.
Po chwili już w jednej ręce miałam miecz, a nad drugą unosił się lodowy płomień. Najpierw schowałam się w krzakach, potem wyskoczyłam od tyłu i przecięłam mu bok mieczem.
-Hejka! Jak tam poranek? Dopiero teraz wschód, nie? - krzyknęłam do ogromnego, szaroburego potwora, wyglądającego trochę jak prawie roztopiony lód. Eh, oczywiście od razu się zorientował i się odwrócił. Trochę pomachał swoją dużą łapą nade mną, a ja kilka razy mu ją obcięłam, aż została mu tylko jedna ręka i nogi.
-Tortury czy szybka śmierć? Wybieraj, połowiczna amebo! - wykrzyknęłam.
Oczywiście w odpowiedzi dostałam głośne warknięcie. Czyli koniec zabawy, bo jeszcze będę musiała sobie zszywać ubranie, jak ostatnim razem. Lewą ręką objęłam również miecz, którego oblepiły właśnie ostre, bardzo ostre bryły lodu, oczywiście wszystkie ustawione w jednym kierunku, inaczej by to nie miało sensu. Wskoczyłam na szaroburą amebę (czemu ja to tak nazywam?) i wbiłam miecz w środek jej głowy. Po chwili potwór zaskowyczał z bólu, a następnie pozostał po nim tylko szarawy był, który za sekundę zwiał wiatr.
Ktoś jest w krzakach, raczej... za nimi, podpowiedział mi mózg, czy tam moja moc. Nieważne.
-Wspaniała walka, panno z mocą Lodu - usłyszałam bardzo sympatyczny głos, lecz ta nutka, ten akcent...
Moc Ognia.
-Czego? - warknęłam i odwróciłam się tam, skąd dochodził ten głos.


Może i do dupy napisane, no ale nieważne.
Wybaczcie mi, teraz jest 00:06, i jak zwykle słowa gdzieś mi wylatują. <:

Chandelier,
Laniacz


PS. Tak wygląda ta bryła lodu, czyli ten "lodowy płomień" Elizavety:
Chodzi o kształt, a ten miecz to wiadomo, wyobraźcie sobie prosty miecz, a teraz oblepiony takimi bryłami, ale ich "końce" są ustawione w jednym kierunku, tym właściwym. Apff, Wiktoria zła tłumaczka.

wtorek, 5 maja 2015

Krótka gadka o nowym życiu

Witajcie!
Dzisiaj post troszkę inny, niż zazwyczaj, bardziej z przemyśleń. Dlaczego?
W ciągu 10 dni byłam świadkiem dwóch radosnych wydarzeń, w wyniku których na świat przyszły trzy malutkie stworzenia... Nieporadne, słabiutkie i nieprzyzwyczajone do nowego, otaczającego je środowiska. I mimo tego, że są całkiem różne, tak naprawdę są takie same... Mimo tego, że w wyniku jednego porodu na świat przyszła dziewczynka, a drugiego - dwie świnki morskie. ;))
Pierwszą rzeczą, jaka nasuwa mi się na myśl gdy myślę o porodzie i potomkach, to trzy emocje - ból, radość i miłość. Ból jest związany oczywiście z samym porodem - jest on położony w szczycie piramidy bólu. Radość - bo to chyba nieludzkie, nie cieszyć się, gdy się ujrzy swoje dziecko. Oczywiście, istnieje coś takiego jak szok poporodowy, ale chyba wszyscy domyślają się, że nie mówię o takim przypadku... No i oczywiście miłość - miłość matczyna. Jestem pewna, że to się tyczy w pewnym sensie także zwierząt, chociaż one nie mają człowieczej psychiki. To nie zmienia jednak faktu, że każda matka jest matką, podobną w uczuciach i trosce o swoje dzieci.
Jeśli mówimy o dzieciach - zauważyłam na dwóch przykładach, jak bardzo różnią się małe człowieczki od małych - przykładowo - świnek morskich. Malutka dziewczynka leżała sobie w łóżeczku, starannie okryta kocykiem, niezdolna do ruchu, całkowicie bezbronna nawet po kilku dniach życia, tymczasem małe mojej świnki zaraz po porodzie brykały po klatce i próbowały skubać sianko. Różnica, prawda? Jest jednak zasada łącząca niezależnie od tego, czy mowa o małych futrzakach czy ludziach...
KAŻDE ISTNIENIE MA PRAWO ŻYĆ.
Czasami zamiast radości pojawia się smutek. Wtedy jest mi naprawdę źle na świecie - bo ja żyję, a ten mały ktoś nie.
Moja świnka morska (nie ta, o której była mowa wcześniej, inna) również miała dwa prosiaczki, ale one natomiast nie miały szczęścia - obie zdechły, bo prawdopodobnie za wcześnie "pchały się" na świat. Wtedy byłam naprawdę wściekła, było mi źle, na cały dom darłam się "Po co one się rodziły, skoro miały umrzeć?". Istotnie, po co? Ich mama żyje do dzisiaj, a one ledwie się urodziły, już były martwe. Jaki to był sens? Czemu tak jest? - takie pytania zadaję sobie do dziś. I przede wszystkim - JAKI JEST SENS W ŻYCIU?
Kurczę, rozkminy na całe dnie i noce, a i tak odpowiedzi nie znam. Bądź, co bądź, "life is brutal and full of zasadzkas and kopas w dupas", ale jakoś nie chcę zejść z tego świata. Ten paradoks.
Chcę budzić się w promieniach Słońca.
Chcę zwiedzać, oglądać i się zachwycać.
Chcę być świadkiem niezwykłych, jak i tych pospolitych zdarzeń.
Chcę jeść ulubione potrawy i pić rześką wodę.
Chcę czuć woń kwiatów.
Ale nie białych róż. (Ach, te moje nawiązania do książek :') )
Nie chcę wojen.
Nie chcę nienawiści.
Nie chcę rasizmu, antysemityzmu, homofobii. Jest za dużo rzeczy dzielących społeczeństwo, a za mało je łączących.
Tymi mądrościami kończę ten trudny do zrozumienia, i chyba niepotrzebny post. W każdym razie, cieszę się, że go napisałam. Musiałam się wyżalić.
Na koniec, zdjęcie maluszków:

Zdjęcie robione kalkulatorem, ta. Niewyjściowa poza maluszków, ta, ale nie można ich jeszcze brać na ręce. No i to prowizoryczne zabezpieczenie, żeby trociny się nie wysypywały XDDD.

Alavida! (OMG, hindi)



Eminem - Headlights ft. Nate Ruess
A, słuchałam sobie akurat MMLP2 i mnie tak naszło ^-^ Ogólnie to genialne, nawet dla osób, które nie lubią rapu. No, okej, rap, ale dzięki Ruessowi piosenka jest delikatniejsza... No i w ogóle, tekst (za co kocham Eminema ;o)... Gorąco polecam! (y)

Ten post to na serio taki trochę nieogar. ;_;
;_; <- dwaj cyganie kradnący deskę
Nie że mam coś do Cyganów, przeglądałam ostatnio stare posty na moim blogu i zauważyłam to w poście Alczensa. XD
Dobra pa