piątek, 27 marca 2015
Konnichiwa, watashi wa Suzan desu!
czwartek, 26 marca 2015
Prolog #1: Sen? - "Urodzić się, by umrzeć"
niedziela, 22 marca 2015
Jesteś ateistą? O Ty satanisto!
Willkommen.
A tak. Zmieniłam powitanie, ale tylko tutaj. "Hallo!" pozostanie przywitaniem na blogu o MSP.
Z "Willkommen" (niem. Witaj) będzie poważniej. W końcu na tym blogu mogę pokazać siebie - od innej strony.
Połowa osób, pewnie nie wie kto teraz pisze. Niemieckie powitanie, jejku... Już wiesz?
Tak, Emila. Nie Malina - Malina na MSP.
Dobra, koniec tego dennego przywitania.
Co u mnie?
Nic.
Nic, czyli nic ciekawego do opowiadania (a raczej nie chcę pisać, co i jak). Ogólnie, pomijając, że nie chcę pisać jakie wydarzenia się zdarzyłg - jest już OK u mnie.
W sumie to tyle.
Jutro mam sprawdzian z niemieckiego, 3majcie kciuki.
Jakby ktos zauważył - pierwszy normalny post od Emilii. Drugi (a raczej seria) już jest w przygotowaniu.
Jezus, ale przedłużam.
Zacznijmy.
Bo to w sumie tyle z informacji, które chcę Wam przekazać.
A jaki temat poruszę dzisiaj, po raz pierwszy?
A no... Jak widać...
x: Jestem ateistą.
y: Precz satanisto!
Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja już słyszałam gdzieś te zdanie. Wypowiedź Y. Ale nie - nie było one wypowiedziane do mnie.
A gdzie słyszałam? A no szkoła, ulica... Te zdanie można wszędzie usłyszeć.
Taka prawda.
X wyjawia, że jest osobą niewierzącą. A reakcja Y, sami widzicie. Y uznała X za satanistę.
A czemu?
Bo jest niewierzący.
Zabawne.
Oskarżanie kogoś o bycie satanistą, gdy osoba nie wierzy w nic, kompletnie nic - jest to... Nielogiczne? Oskarżyciel nie wie co mówi.
Więc... Zanalizujmy tą sytuację!
X nie wierzy w nic, a Y uważa, że osoba ta - jest satanistą. Zero myślenia.
Jak to, zero?
A no tak to. Przecież satanizm (grr, ciarki mi przechodzą) to w końcu też jakaś wiara... (ja jej nie popieram [jestem katoliczka, jak pewnie większości czytelników], ale no - każdy wierzy w co chce, więc trzeba to uszanować...)
A ateizm?
Ateizm to... Wiara (?) w nic. Bycie niewierzącym, czyli w nic nie wierzymy. Ateiści nie uważają danych bogów, za coś w co można wierzyć. Ateistom to nie pasi - po prostu mają inne poglądy. Są przez to dyskryminowani. A przez kogo? Przez osoby wierzące - a jak - które nie mogą w to uwierzyć, że ateiści istnieją. Bo przecież wszyscy musimy wierzyć w Boga! Nie. Nie wszyscy. Każdy maluje swoją drogę, i jak sobie ją umaluje - to już jego sprawa, i lepiej się nie wtrącać. I oskarżać o satanizm.
Noi trzeba to uszanować, a nie...
Tak samo, jak subkultura metalowców, rockowców, czy też punkowców - oni - nawet jak są wierzący - są oskarżani o bycie satanistami, bo słuchają cięższego brzmienia, bo teksty są o religii (NIE ZAWSZE! UWIERZCIE - TEKSTY Z MUZYKI ROCKOWEJ, METALOWEJ I PUNKOWEJ SĄ MĄDRE [nie wszystkie, ale w większości]) - i co z tego wynika? Oczywiście! Satanista! Ups, odbiegłam.
Podsumowując mój post:
Uszanujmy to, że jakaś osoba nie wierzy w nic.
Ona też jest osobą.
Co z tego, że ma inne poglądy i jest niewierząca?
Uszanujmy to.
Nawet jak kiedyś wierzyła - po prostu zmieniła swoje ideę.
Uszanujmy, bo możemy przez dyskryminowanie, oskarżanie - możemy zwyczajnie ucierpieć.
Jak Kuba Bogu, tak Pan Bóg Kubie.
Koniec.
Pozostawcie komentarz wraz z opinią posta.
Tschüs!
piątek, 20 marca 2015
Przeprosiny i pytanie
poniedziałek, 16 marca 2015
Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - rozdział 6
niedziela, 15 marca 2015
Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - długi rozdział 5
sobota, 14 marca 2015
Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - Rozdział 4
-Będę z Tobą. - rzekł zamyślony Lysander. Wtf?
Lekarka zjawiła się po kilku minutach. Kazała wszystkim się wynosić i coś tam mi zrobiła z nogą. Po kilkunastu minutach znowu miałam gips.
Na koniec spytałam się lekarki:
-Czy i tak dzisiaj będę miała wypis?
-Tak, tak. Wieczorem.
Była 14.00. Wytrzymam.
Od razu, jak lekarka wyszła, zjawiła się znowu cała ekipa.
-Wszystko dobrze? Elizabeth? - Armin, Kim i ciocia Agata rzucili się na mnie. Lysander patrzył się z boku zamyślony.
-Wszystko, wszystko... dzisiaj wieczorem mam wypis.
Nagle cioci Agacie zadzwonił telefon, a Kim dostała esa.
-Muszę spadać! - powiedziały jednocześnie i wybiegły z sali. Dziwny przypadek, naprawdę.
Siedziałam na łóżku i popatrzyłam się na chłopców. Byli "niby" zaprzyjaźnieni. Siedzieli w dość dużej odległości od siebie i patrzyli się na mnie.
-No co? Nie przyjaźnicie się? - powiedziałam zaskoczona.
-To znaczy... przyjaźnimy... ale... od kiedy pojawiłaś się ty... to tak jakoś... - wyjąkał Armin. Chyba nie potrafi kłamać. Obydwoje zarumienili się po czubki uszu.
-Rozdzielam ludzi? Matko... - byłam zła na siebie.
-Nie, nie, o to chodzi... - powiedzieli jednocześnie.
-O co? - zapytałam z ciekawością.
-Obydwoje się martwimy o Ciebie, i chyba niedługo się sami zabijemy przez tą troskę. - wydukał Armin.
-Chwila... co? Znacie mnie jeden dzień. - powiedziałam zaskoczona na maksa.
-No... ale jesteś ciekawa. - popatrzył się na mnie z uśmiechem Lysander.
-Taa, a ty masz: białe włosy z zielonymi końcówkami, jedną zieloną, drugą złotą tęczówkę, i ubierasz się w wiktoriańskim stylu. Mi tam się to podoba, ale czy ty nie jesteś... ciekawszy? Ja mam tylko fioletowe oczy. - wydusiłam.
-Haha, chodziło mi o charakter. - odpowiedział.
-A ja jestem nudnym graczem, i nie wyglądam jak gracz. - powiedział sztucznym, obrażonym tonem Armin.
-Nie wyglądasz?! Ubierasz się byle jak, nic Ci nie pasuje. Włosów nie układasz i gapisz się albo w ekran gry, albo w okno. I nie jesteś graczem, kolego?! - prawie krzyknęłam z oburzenia.
-Woo, widzę, że ktoś tu umie odczytywać z ludzi jak z obrazka. - uśmiechnął się Armin.
-Zapomniałaś dodać, że patrzy się też za Elizabeth. - mruknął złośliwie Lysander.
-A ty nie? O czym jest niby Twoja najnowsza piosenka?
-Spokój do cholery! O co Wam chodzi? Znacie mnie jeden dzień, a już jesteście zazdrośni i się wydurniacie.
-Właśnie nie wiem. Jesteś przecietną dziewczynką, tylko że playerką i taką zamyśloną... - powiedzieli Armin i Lysander. O tej "playerce" dorzucił Armin, a o "takiej zamyślonej" - Lysander.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Chciało mi się spać.
-Ej, chłopcy, weźcie już idźcie, spać mi się chce. Teraz w dupie mam maniery, jesteśmy w szpitalu. - powiedziałam i ziewnęłam.
-Już dobrze... - rzekł zamyślony Lys i pożegnał mnie, całując w rękę. Z innej epoki...
-To cześć! Niestety nie będziesz mogła pograć, no trudno. - uśmiechnięty Armin dotknął mojego ramienia i wyszedł.
WTF?
Czy oni są o mnie zazdrośni?
Po pierwszym dniu?
Jestem najbardziej przeciętną osobą w ich klasie. Nie wiem, jakiś przyciągający charakter?
Chyba tak...
W gimnazjum...
Nieświadomie podrywałam chłopaków i również łamałam im serca tym sposobem. Dowiadywałam się tego dopiero od Kim. Jestem jakaś dziwna, czy coś?
Jeszcze nigdy się nie zakochałam i nie mam tego w planach.
Aaaa, pod tą kołdrą można by tak jeszcze bardziej się skulić...
Zasnąć...
Oczywiście, że zasnęłam.
**********
Obudzili mnie o 19.00 i zaprowadzili do domu. Tam ciotka się mną opiekowała, a ja zainteresowana niczym zasnęłam na kanapie. Super.
**********
Wstałam o 7.00 i razem z tymi cholernymi kulami przygotowałam się do szkoły. Lysander i Armin zrobili za mnie lekcje, podobno Armin to ścisłowiec (w co nie wierzę), a Lysander humanista (już bardziej). Powoli udałam się do szkoły.
Cóż za zaskoczenie, że spotkałam Kastiela na dziedzińcu!
-Panno z temblakiem! - krzyknął, a ja powoli podeszłam do niego.
-Czego, panie z kolorową fryzurką? - fuknęłam, udając obrażoną.
-Niczego, rozumie pani, NI - CZEGO! - powiedział, akcentując te 2 sylaby.
-Eh... jak tam w tej szkole? Nie było mnie jeden dzień. - mruknęłam.
-Doszła jakaś ciota do naszej klasy, co lata za wszystkimi chłopakami i podlizuje się każdej dziewczynce. Niezła konkurencja, Elizabeth! - rzekł, uśmiechając się szeroko.
-Przepraszam, czy ja się do Ciebie przystawiam? - spojrzałam z góry.
-Haha, na to wygląda. Na pewno do Lysanderka, nieprawdaż? - zaczął się śmiać.
-To oni lgną do mnie, a nie ja do nich, panie rudzielcu. - usprawiedliwiłam się.
-Ta Su też tak mówi, jesteście bardzo podobne! - śmiał się już do rozpuku.
-Mhm, i na pewno ma też gips na nodze. - mruknęłam pod nosem.
-Na razie nie ma. Zapewne jutro sobie zrobi. - śmiał mi się w twarz.
-O matko, idę sobie, bo zniszczę piękną aurę pańskiego jakże anielskiego humoru. - odwróciłam się i poszłam.
-Nie jestem aniołem, mówię Ci! - wyraźnie mu się humor zepsuł.
Hehe.
Otworzyłam drzwi do szkoły.
No, prawie.
Pomógł mi w tym Lys.
-Serio? Czemu musisz mi ciągle pomagać? - uśmiechnęłam się.
-Bo byś nie dała rady, widziałem. - powiedział zmieszany.
-Oj tam. Słyszałeś o tej Su? - zaczęłam temat.
-Tak, całkiem miła dziewczyna, tylko całkowicie rozgadana i nie zna się na tym, co ja lubię. - popatrzył się na mnie z ukosa i również się uśmiechnął.
-Podobno lata za wszystkimi i się podlizuje. Relacjonuję reakcję Kastiela. - powiedziałam.
-I chyba ma rację, zresztą, zdarza mu się to baaardzo często. Chodź już. - poprowadził mnie w stronę sali biologicznej.
Znowu otworzyłam drzwi, tym razem sama.
I kogo zauważyłam?
Sucrette.
Piękne, brązowe włosy. Kręcone loki, naturalne. Milion razy lepsze niż moje.
Ogromne, niebieskie oczy. Mogłabym się w nich zatopić, gdybym była chłopakiem.
Kształty, odpowiedni nos.
Pełne, koloru dojrzałej wiśni usta.
Jasna, gładka skóra.
Idealna sylwetka, wysokość też taka, jaka powinna być. Nawet matka natura dała jej "trochę więcej", do biustu i tyłka.
Normalne ciuchy.
I tak wyglądałaBY wspaniale.
Gdyby nie jedna rzecz.
Patrzyła się na mnie nienawistnym wzrokiem.
czwartek, 12 marca 2015
Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - rozdział 3
środa, 11 marca 2015
Opowiadanie na podstawie gry Słodki Flirt - Rozdział 2
A torba sobie leży kilka metrów dalej, nigdzie nie zadzwonię.
Teraz tylko czekać na pomoc, czy jak to tam...
Zauważyłam z mojego położenia czuprynę koloru blond za szafkami na końcu korytarza. Jedyna szansa.
-Pomocy! Wywaliłam się i nie mogę wstać! - krzyknęłam, zachowując się jak po prostu małolata. No, ale to była prawda.
Blond czupryna poruszyła się i w końcu ujrzałam posiadacza w całej okazałości.
Dosyć wysoki, oczy takiego samego koloru jak włosy, ubrany tak... elegancko? Koszula, wyprasowane spodnie i kartki z podstawką. Oczywiście, długopis. Na pewno to jakaś ważna osoba. Nie umiem oceniać zbytnio subiektywnie, nie patrzę na wygląd. No, ale orientuję się, kim ten człowiek może być.
Szybko do mnie podszedł i przykucnął.
-Wszystko ok? Pomogę Ci. - Mruknął i podał mi rękę.
-Nie potrafię się poruszyć z tą kostką - powiedziałam cicho.
-Ah, ok. Zaniosę Cię do pokoju gospodarzy, nie ma żadnego nauczyciela w pobliżu, ponieważ teraz wszyscy mają lekcję.
-Dobrze. - jakoś się nie zarumieniłam, nie jestem nastolatką z burzą hormonów. Wziął mnie na ręce i zaprowadził do najbliższej sali, która była. Przez całą "drogę" (to było chyba z 10 metrów) milczeliśmy.
Opadłam na krzesło, próbując się uśmiechnąć z tym cholerstwem na dole.
-Dziękuję. - powiedziałam równie cicho. Przełamuję swoją nieśmiałość tylko wtedy, kiedy coś mnie bawi. Tak, jestem dziwna.
-Poczekasz tutaj na nauczyciela, dobrze, Elisabeth? Jestem Nataniel. - powiedział i podał mi rękę. Ah, domyślił się. Zapewne już widział moje zdjęcie, skoro jest na ważnej posadzie.
-No, Elisabeth. Co z dokumentami, chyba ty masz mi w tym pomóc? Właśnie, na jakiej posadzie jesteś, że tyle wiesz? - wydusiłam jednym tchem.
-Spokojnie. Tak, ja mam Ci w tym pomóc. Brakujcie Ci jednego formularza, który muszą podpisać Twoi rodzice i zdjęcia. Jestem przewodniczącym liceum, mam dużo wspólnego z nauczycielami. - wypowiedział spokojnie. Wow.
-Ja muszę iść na lekcję, zawołam jakiegoś nauczyciela i tu przyjdzie, dobrze? - rzekł, gdy nic nie odpowiedziałam na jego poprzednią odpowiedź. Czułam się okropnie.
-Taa. - powiedziałam cicho i zakryłam twarz w dłoniach, no i wyjęłam słuchawki, gdy wyszedł. Nauczyciel zjawił się po około 15 minutach.
Raczej nauczycielka, nieważne.
Popatrzyła co z kostką, pomogła wstać i już potrafiłam wykonywać normalne czynności. Szybko wyszła i powiedziała, że mam się udać do sali naprzeciwko.
No więc udałam się tam, a co miałam zrobić. Wzięłam oczywiście swoją torbę, która leżała na korytarzu (Chyba temu Natanielowi strasznie się spieszyło ;_;).
Wzięłam głęboki wdech, otworzyłam drzwi i weszłam.
16 par oczu wpatrywało się w moją osobę.
Gdzieś tak 7 chłopców i 9 dziewczyn.
W porównaniu z niektórymi serio jestem normalna.
Dziewczyna w trzeciej ławce miała długie, białe włosy i złote oczy. Baardzo ładna.
3 dziewczyny siedzące przy oknie... widać, że jakieś zarozumiałe laleczki. Blondynka z lokami, jakaś brunetka i szatynka. Wszystkie poprawiały makijaż (którego i tak miały dużo na twarzy), a ubrane były w jakieś modne ciuchy.
Dziewczyna z fioletowymi włosami i niebieskimi oczami. Siedziała skulona w ostatniej ławce. Zapewne bardzo nieśmiała.
Rudzielec w wersji żeńskiej. Normalna dziewczyna, uff.
Jakaś kujonka, bo kiedy weszłam, odwracała się do Nataniela. Grzecznie ubrana, przeciętna.
Dziewczyna ze sprzętem do nagrywania. Szkolna dziennikarka, czy coś? Wygląd również przeciętny.
No i Kim...
Jak zwykle ubrana w krótką bluzkę ponad brzuchem i sportowe spodnie. Czarne włosy i zielone oczy. Patrzyła się na mnie uśmiechnięta. Super.
A męska część grona?
Kastiel w ostatniej ławce, a Nataniel w bodajże 4 przy ścianie.
Ken ze starego gimnazjum siedzący w 1 ławce.
Chłopak z białymi włosami z zielonymi końcówkami w stroju w stylu wiktoriańskim. Teraz już nie czuję się dziwna.
I jacyś bliźniacy, zauważyłam to tylko po twarzach.
Jeden z niebieskimi włosami, słuchawkami na uszach i w modnych ciuchach.
Drugi gracz.
Na 100 %.
Ubrany byle jak, czarne włosy i niebieskie oczy. Widziałam w nich zabawne ogniki.
Chyba wszyscy się zdziwili, bo stałam w drzwiach i patrzyłam na wszystkich.
Uh.
Weszłam do klasy, stanęłam pośrodku, akurat utkwiłam wzrok w tym szatynie (najbardziej mi przypadł do gustu), uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam:
-Cześć. Jestem Elisabeth Cour i będę z Wami chodzić do tej klasy.